Strony

czwartek, 28 grudnia 2017

rozkosz siódma

-Żegnamy dzisiaj zmarłą tragicznie dwudziestosześcioletnią Sarę Janinę Stoch; dziewczynę, która żyła przede wszystkim dla innych, kochała i walczyła o każde marzenie niekoniecznie swoje. -ksiądz poprawił mikrofon i bardziej się wyprostował. -Pamiętam nasze pierwsze spotkanie; siostry zakonne zaprosiły mnie do swojej placówki na ulicy Felicjańskiej, abym ochrzcił znalezione nad ranem dziecko. Leżała samotnie w sali, opiekowała się nią jej przyszła matka chrzestna, a mała dziewczynka spoglądała na mnie swoimi zaspanymi ciemnoniebieskimi oczami. Była cudem, naszą iskiereczką i perełeczką. Miała wówczas niecałe dwa miesiące, a nie musiała nikogo przekonywać do miłości, bo każdemu z nas tam obecnych bardzo szybko skradła serca i stała się częścią naszej pięćdziesięcioosobowej rodziny. -trzęsącą się dłonią wytarł pojedynczą łzę i powędrował wzrokiem w stronę Kamila, który na kolanach trzymał bukiet czerwonych róż, a w jego ramię wtulona była matka. -Kochana Saro w moich wspomnieniach zostaniesz tym noworodkiem w różowych śpioszkach, dziewczynką przychodzącą do mnie na lekcje religii, uśmiechniętą nastolatką, którą wspierałem w trudnych, ale także radosnych chwilach i kobietą kochającą całym sercem tego jedynego, o którym opowiadałaś mi godzinami. -uśmiechnął się nikle i ostatni raz spojrzał na bladą brunetkę ubraną w piękną, bordową sukienką z widocznymi zasinieniami na czole.

Gdyby nie ten proroczy sen wsiadłabym do pechowego samolotu KS12O3. Gdybym nie zobaczyła siebie w brązowej trumnie dołączyłabym do liczby rannych albo zmarłych podróżujących. Lista z każdym wydaniem wiadomości znacznie się powiększała; pierwsza liczba trzy w zawrotnym tempie zamieniła się w sześć. Zginęli bezbronni ludzie, którzy tak samo jak ja chcieli spotkać się ze swoją rodziną i cieszyć się wspólnymi, pięknymi chwilami. Smutna przekroczyłam wejście hotelu, spojrzałam na śpiącego recepcjonistę i w pośpiechu zaczęłam poszukiwać odpowiedniego pokoju. Musiałam znaleźć męża, przytulić go i obiecać, że nigdy więcej nie pojadę na żaden konkurs ani nie wybiorę się w podróż tym rodzajem transportu. Bałam się o jego stan psychiczny; pragnęłam, aby moja siostra bliźniaczka udawała przed nim tą ukochaną dziewczynę, która kolejne serce skradła podczas długiej nauki geografii. Mijając rząd okien widziałam odbijające się promienie słoneczne o kilkucentymetrowy śnieg; w zeszłym roku w tym samym miejscu obrzucałam go śnieżkami i nie mogłam przestać się śmiać, kiedy wrzucił mnie w największą zaspę, przygniatając ciężarem swojego ciała. Ciągnąć za sobą ciężką walizkę, poprawiłam słuchawki, w których od godziny leciały spokojne ballady i przystanęłam na piętrze mijając kolejne drzwi od pokoju. Pod nosem mówiłam utworzone złote liczby i chciałam zapukać do każdych z nich. Rozmawialiśmy wiele razy, ale nie zapytałam się o jedną z najważniejszych rzeczy. 

-Dwieście dziewięć, dwieście dziesięć, dwieście jedenaście. -poprawiając włosy zaczęłam gnieść w dłoni zimową czapkę z pomponem. -Gdzie ty możesz być, skarbie? 

-Mój pokój znajduje się na drugim piętrze, dwieście czterdzieści dziewięć, nie pamiętasz już? -zostałam złapana za biodra i ktoś przyciągnął mnie do siebie, całując w czoło. -Czemu mi uciekłaś bez słowa pożegnania? 

-Okej, Schlierenzauer. -spojrzałam na niego i byłam zaskoczona jego powitaniem; w tamtym roku Kamil przedstawił mi austriackiego skoczka i do tej pory żyłam w przekonaniu, że wystarczająco dobrze nie zapamiętał mojej twarzy. -Niczego Ci nie obiecałam i nigdy w pokoju u Ciebie nie byłam. 

-Jeżeli nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego po dwóch nocach, to wystarczyło powiedzieć, przecież się przez to nie zabiję. -obserwował uważnie, kiedy odpięłam zamek od zimowej kurtki i schowałam rękawiczki do kieszeni razem z telefonem. 

-Chyba, a raczej na pewno miałeś do czynienia z inną kobietą, ale przydasz mi się do czegoś innego. Gdzie pokój ma Twój największy, polski rywal? 

-Tam. -wskazał na ostatnie drzwi po lewej stronie. -Przepraszam, ale byłem pewny, że mam do czynienia z Moniką, jesteście do siebie bardzo podobne. -zniknął za zakrętem, a ja zapukałam kilkukrotnie do mahoniowych drzwi próbując je otworzyć, ale były zamknięte. 


Ale wciąż wiem kiedy masz urodziny
I jaka jest ulubiona piosenka twojej mamy


Miejsce nazwane oficjalnie 'Słodką Zemstą', a potocznie imieniem właścicielki stało się moją oazą, w której w wolne dni uczyłam się od rana do wieczora, a w trakcie kilku półgodzinnych przerw oglądałam odcinek ulubionego serialu albo zaczyta byłam w powieściach znanych mi od dawna autorów. Po spotkaniu, które odbyło się w pierwszy dzień moich ferii nie mogłam uwierzyć, że w tej miejscowości są jeszcze osoby, a w szczególności mężczyźni, którzy w przeciągu krótkiej chwili są w stanie zawładnąć moim umysłem i ciałem. Nawet w snach gościła mi sylwetka nieznajomego bruneta, który miał tylko jedną wadą, narzeczoną, a z inną kobietą nie zamierzałam walczyć. Wpatrując się w wyczyszczony ekran laptopa, uśmiechnęłam się do blondynki, która zaczesana w wysokiego koka dokładała ciasta na wystawę, a po chwili zaniosła kawę z mlekiem do stolika obok, przy którym siedziała szczupła dziewczyna nieco starsza ode mnie, bawiła się bynajmniej zaręczynowym pierścionkiem, a obok niej stał drogi model aparatu fotograficznego. Zlustrowałam urządzenie jeszcze raz i nawet gdybym opiekowała się częściej trójką wnuków sąsiadki albo brała więcej dyżurów jako ratownik na pobliskim basenie zapłaciłabym z góry za wynajmowany na poddaszu pokój, w którym zamieszkałam w dniu moich osiemnastych urodzin. Czytając następną definicję i zerkając w stronę zadań zatytułowanych 'powtórka przed maturą' myślałam o tamtym chłopaku; widziałam jego uśmiech, rozpoznałabym bez zawahania zapach jego perfum i chciałam, aby jego palce dotykały każdego mojego zakamarku. Nie wierzyłam w miłość, ale także nie liczyłam na krótkie zastępstwo i przelotny romans; jako wychowanka domu dziecka nie wiedziałam jak zostałabym pokochana przez rodziców, więc chciałam mieć swojego narzeczonego, który siedziałby tutaj obok i wybierałby ze mną czerwone albo białe wytrawne wino. Wówczas zakładając długą kurtkę zwróciłam swój natarczywy wzrok na niego - siedział odwrócony, spoglądał na katalog z sukniami ślubnymi, nic nie poczuł, a moje serce uderzało coraz szybciej i bez przyczyny chciałam podejść i pocałować go na jej oczach, ale po cichu zapłaciłam za słodycz, jaśminową herbatą i niezauważalnie wrzuciłam mu do kieszeni bluzy numer telefonu zapisany śliwkową szminką, a pod spodem znajdowała się tylko jedna prośba 'chciałabym, abyś jeszcze wytłumaczył mi kilka zagadnień'

Niemożliwe nie może się zdarzyć, wobec tego pozornie niemożliwe musi być możliwe.

Przysypiając na miękkim czerwonym dywanie rozłożonym na środku korytarza, zapukałam ponownie do drzwi, za którymi powinien znajdować się jedyny mężczyzna, którego pokochałam i nie chciałam zamieniać go na innego, bo za bardzo zaczęło mi zależeć już nawet w dwa tysiące dziewiątym roku. Upijając łyk gorącej czekolady z tekturowego kubka próbowałam wybrać ponownie swój numer telefonu. Chciałam jednocześnie zobaczyć męża i podziękować odnalezionej siostrze za dokładną troskę przekazaną dwudziestosiedmioletniemu skoczkowi. Cieszyłam się, kiedy zadzwoniła do mnie poprzedniej nocy i zagwarantowała, że wierniejszego chłopaka od swojego szwagra nie widziała w życiu, ale nie mogłam uwierzyć w fakt, że jako Sara Stoch przysłana tutaj w jednym celu zabawiła się w romans z Gregorem. W tym momencie najbardziej tęskniłam za kamilowym szeptem, jego prawdziwą miłością i delikatnym dotykiem palców na moich pomalowanych odżywczą pomadką ustach. Liczyłam na to, że polscy skoczkowie nie wyjechali do Zakopanego; musiałam wytłumaczyć zachowanie mojej drugiej połówce, która była dla mnie najlepszym przyjacielem i kochaniem, marzyłam o tym, aby zasnąć z nim dzisiejszej nocy i pomagać mu w pakowaniu całego sprzętu do jego prywatnego samochodu. 

-Kazałem Ci wyjść i nie wracać. Udawałaś moją żonę, uśmiechałaś się do mnie, kiedy ja usłyszałem o jej śmierci i zauważyłem, że mam do czynienia z oszustką. -wypowiedział na jednym tchu, a ja zerknęłam w jego przekrwione oczy. -Odejdź, słyszysz! -wykrzyczał i stłukł szklankę obok swoich gołych stóp

-Nie masz do czynienia z Moniką. -westchnęłam. -To ja Sara, twoja Sara, taka prawdziwa, nieudawana. Żyję i jestem. -ściągnęłam krótki rękaw od bluzki. -Nie mamy takich samych tatuaży, skarbie. 

-Nie wierzę Ci, ten tatuaż mogłaś sobie zrobić przed przyjazdem tutaj, aby bardziej odebrać swoją rolę. Po co umówiłyście się na taki układ? Przez Waszą głupotę straciłem moją ukochaną. 

-Blizny po oparzeniu specjalnie bym sobie nie zrobiła i pierwszej litery twojego imienia nie potrzebowałabym na piersi. -zamknęłam drzwi i stanęłam przed nim w czarnym staniku, rzucając koszulkę na pobliski fotel. 

Ociekasz jak intensywny wschód słońca
Rozlewasz się jak przepełniony zlew


Do skrzypienia łóżka dołączyła wibracja, a na wyświetlaczu pojawiał się napis trener z podniesioną rączką; kiedy znowu ekran pozostawał ciemny, nie musieliśmy długo czekać na następne połączenie. W pętli leciała po cichu nasza ulubiona piosenka 'Goodbye My Lover', a Kamil obiecał mi bilety na koncert Blunt'a. Przy każdym jego oddechu czułam zapach intensywnej mięty i obserwował każdy nowy rumieniec na mojej twarzy bez makijażu; śpiesząc się do niego użyłam tylko nawilżającego kremu i nie przejmowałam się zasinieniami pod oczami. Materiał satynowej kołdry zsuwał się kilkukrotnie z jego pleców i ponownie poczułam jak mocno przygryza moją dolną wargę. Kiedy jego dłonie krążyły po mojej szyi, po nagich piersiach i nogach nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście; ostatni raz widząc go tuż po świętach czekałam na to zbliżenie niecierpliwie, jak na nasz pierwszy seks w hotelu przy wyjeździe z Zębu. Pisnęłam głośno, kiedy staliśmy się jednością, po ciele przeszedł intensywny dreszcz i musnęłam jego usta spoglądając w jego błękitne, jak niebo oczy, które po chwili zostały zasłonięte przez zamykające się powieki. Zostawiając na jego ramionach czerwone ślady, bardziej przyjemniejsze dla oka niż wszystkie chemiczne, matematyczne czy fizyczne wzory. Następnie opadł na moje ciało układając dłoń na bezgłowiu; żałowałam jedynie tego, że pojedyncze łóżka musiały być takie małe. Obserwując jak odrzuca kolejne połączenie, wpił się w moją szyję, a ja znowu wydałam zbyt głośny dźwięk, który dotarł do pozostałych pokoi na tym piętrze. Zacisnęłam paznokcie na jego karku, przeczesałam mokre włosy i liczyłam na to, że Kamil poprzestanie na drugiej powtórce w trakcie krótkiego pobytu w tym miejscu, które widziałam do niedawna w połączeniach video. 

-Stefan Cię zabije, stary. -spojrzałam na otwierające się drzwi i nie mogłam uwierzyć, kiedy w progu stanął Żyła, a za jego plecami widziałam Kota z Kubackim. Miałam ochotę zadać tylko jedno pytanie. Do czego służy klucz, kochanie? -Chyba przez to jednak będziesz żył, hej Sara. -pomachał mi, a ja zakrywając twarz małą poduszką nie liczyłam na długie odwiedziny.  -Dobrze Cię widzieć, gratulacje tego pierwszego miejsca, byłaś wspaniała, piękna. Bawcie się dobrze, papa. -trzasnął tak mocno, że mosiężna klamka odbiła się o podłogę, a żyrandol nad nami zaczął się bujać tak samo, jak ja kiedyś na utworzonych przy domu dziecka huśtawkach. 


ostatnio coś dobrze mi się tutaj pisze
Szczęśliwego roku jeszcze raz!


piątek, 22 grudnia 2017

rozkosz szósta

Obolały opadłem na twardy materac; między palcami trzymałem chłodny medal połyskujący w styczniowych promieniach słońca, dedykowany w prószącym śniegu i mrozie mojej żonie. Jedynej kobiecie, której ufałem bezgranicznie, kochałem całym sercem i nie podejrzewałem o zdrady, ale w mojej głowie zaczęły powstawać scenariusze, o których nie chciałem mieć pojęcia i doskonale wiedziałem, że wielu reżyserów dałoby się pociąć, aby widzowie tuż po dwudziestej mogli zobaczyć podobną historię na ekranach swoich telewizorów. Przeczesując kilkukrotnie włosy widziałem przed oczami szyderczy uśmiech masażystki i jej radość, kiedy powoli aplikowała mi ból jak starsza pielęgniarka, która z radością szczepiła mnie przed różnorodnymi chorobami. Swoim wręcz dziecinnym zachowaniem powodowała, że ciśnienie stanowczo wzrastało, a gdyby nie dobre geny po rodzicach, włosy posypane byłyby siwizną i zamiast dwudziestodziewięciolatka przypominałbym pana w starszym wieku, któremu brakowałoby jedynie modnej, ozdobnej laski inwalidzkiej. Wierzyłem w wierność żony i nie zamierzałem w pierwszej chwili się poddawać; dziadek wielokrotnie powtarzał, że nawet jeżeli coś między nami mocno się zepsuje, musimy walczyć o nasz związek do ostatniego tchu. Wiedziałem, że jeżeli dopuściła się zdrady, to nie skleję swojego serca klejem SuperGlue, ale składanie pozwu rozwodowego nie należało do moich marzeń; będę o nią walczył, uleczę zranione uczucie, ale moja miłość do niej nigdy się nie zmieni. 


Są ludzie są serca, jeden żar
Są myśli namiętne, w twoich ja...


Tuż po zmierzchu siedziałem obok dzieci Żyły i obrzucony byłem okruszkami po słodyczach; rodzeństwo rzucało na mnie puste paczki po popcornie, chipsach, żelkach i orzeszkach w paprykowej panierce, a następnie cieszyły się, kiedy mój czarny sweter z reniferem nie był nieskazitelnie czysty. Wspólnie obejrzeliśmy dziesięć odcinków ich ulubionej bajki; na początku zupełnie nie mogli się zgodzić, odbyła się dosyć długa i zacięta bitwa o pilota, ale kiedy usiadłem między nimi, zabrałem wszystkie poduszki, to zamienili się w grzeczne aniołki, podając mi tytuł dobranocki. Zaspany trzymałem na kolanach pięcioletnią Karolinę, która udowodniła, że wytrzyma dłużej od wtulonego w mój bok dziesięcioletniego Jakuba. Dziewczynka dalej wpatrywała się w losy małej syrenki, a podczas napisów końcowych głośno klaskała i spoglądając na mnie ciemnymi oczami błagała, abym nie wyłączył telewizora do rana. Odmówiłem jej, kiedy zobaczyłem godzinę na srebrnym zegarku i przykrywając ją kocem, zacząłem głaskać ją po prostych włosach. 

-Wiesz, że takie małe dzieci jak ty powinny dawno już spać? -uśmiechnąłem się do niej, pocierając ciężkie powieki. 

-Wcale nie jestem małą dziewczynką, mam już chłopaka, ale ani słowa o tym tacie, wujku. -zaśmiała się, ukazując brak górnych i dolnych jedynek. 

-Musi on mieć z Tobą ogromne szczęście, słońce. -podałem jej brązowego misia z czerwonym sercem, na którym napisane było kocham cię i od razu przypomniało mi się, kiedy na pierwsze Mikołajki podarowałem identyczny prezent Sarze, lecz jej maskotka była prawie taka wysoka, jak ona. 

Kiedy dzieciaki stanowczo wybrały krainę Morfeusza, usiadłem na drewnianym parapecie i spoglądałem na mieszający się deszcz ze śnieg. Zaczęły wracać wspomnienia; znowu widziałem intensywną czerwień na jej krótkich paznokciach, kiedy wsuwałem na palec chłodną obrączkę przed najbliższą rodziną i księdzem, u którego do chrztu podali mnie rodzice, przyjąłem pierwszą komunię świętą i w wieku piętnastu lat w gorące majowe popołudnie byłem u bierzmowania. Odkładając wyciszony telefon wpatrywałem się w czysty ekran, aby tylko nie ominąć jednej wiadomości albo połączenia od niej. Chciałem jej głosu, widoku, zapachu, czyli całej młodszej o kilka lat kobiety. Gdyby w tej chwili dziennikarze zadali mi podstawowe pytanie 'czego brakuje Kamilowi Wiktorowi Stochowi? odpowiedziałbym, że tylko żony, bo bez niej świat i ludzie wyglądali zupełnie inaczej, było po prostu pusto, a wszystko zmieniał jej serdeczny uśmiech. Mogliby pobierać wysoki podatek od miłości, ale chciałem, aby była obok i razem ze mną pilnowała przyszłą uczennicę zerówki i trzecioklasistę, który niespełna dwie godziny temu rozwiązywał skomplikowane dla niego zadania matematyczne. 


Sara: Postaram się wrócić jutro, szykuj się na powrót żony, bo już nigdy Cię nie zostawię. Buziaki ode mnie i mojej kochanej chrześniaczki

Jedno zdanie zmieniło cały światopogląd; okazało się, że nowy rok wcale nie musi być zły, życie zawodowe się układało, a przez wiadomość brunetki na poczcie nawet tabletki nasenne w niczym mi nie pomogą. Nie przejmowałem się bólem kolana, zmęczeniem i plotkami, które na mój temat tworzyła masażystka. Mógłbym nawet dostać od żony patelnią w głowie, a i tak byłoby wszystko idealnie, bo przy baletnicy nosiłem różowe okulary i życie kręciło się jedynie pozytywnie.  

'w oczy patrzy nam prawda, którą już znasz'

Pamiętałem dzień, w którym miałem przedstawić ją moim rodzicom i mieszkającymi z nami dziadkami; siostry wówczas wyjechały zaliczyć ostatnie sesje, a ja obawiałem się, że bez nich będzie zupełnie inaczej, bo one zagwarantowałyby Sarze rozmowę i poczucie bezpieczeństwa przy drewnianym stole. Od rana siedziałem w jej wynajętym pokoju; nerwy zapijała chłodną, słodką melisą, którą miała zaparzoną w wysokim dzbanku. Śmiałem się cicho pod nosem, a ona za każdym razem szczypała mnie mocno w ramię i powtarzała, że rodzina nigdy jej nie zaakceptuje, bo gdyby nie ona byłbym już dwa tygodnie po ślubie. Naburmuszona wyrzuciła z szafy dwanaście sukienek, na dywanie porozrzucane były sandałki, buty na koturnie albo szpilki. Gdybym został dopuszczony do słowa zabrałbym ją w krótkiej koszulce, szarych spodniach dresowych, bez makijażu i z rozczochranymi włosami. Sam znajdowałem się w niewygodnej sytuacji, kiedy psycholog sądowy i pracownica urzędu miasta oznajmili mi, że nie chcą widzieć mojej nowej wybranki serca, nie pokochają jak własnej córki i najlepszym rozwiązaniem będzie zakup wielkiego bukietu róż i błaganie Ewy na kolanach o wybaczenie. Kładąc się na łóżku i spoglądając kątem oka na jej chabrowy stanik wiedziałem, że szybciej rozjaśnił bym włosy albo zjadł znienawidzone grzyby, niż miałbym wybrać się pod biały dwupiętrowy dom z kotami na podwórku. Pociągając dziewczynę za rękę, poczułem jej ciepło na swoim ciele i po chwili całując się namiętnie zrozumiałem, że jeżeli spotkanie nie zaliczy się do udanych zabiorę ją na mocnego drinka, a siebie na zielonego shota. Opinia osób, którzy towarzyszyli mi i kochali od dwudziestego piątego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego przestała mieć znaczenie; to ja miałem spędzić z Sarą resztę życia i nie miałem zamiaru szukać im synowej, z której byliby zadowoleni. Ja byłem zakochany po uszy w wychowance domu dziecka, a w snach widziałem nas razem za miesiąc, za rok i nawet za pięćdziesiąt lat z własnymi pociechami, a także wnukami. 

-Kamil! -usłyszałem znajomy głos i zostawiłem dawne czasy za sobą. -Kamil, skarbie. -ucałowała mnie w policzek stając na palcach; miałem zaledwie sto siedemdziesiąt trzy centymetry i jako mężczyzna byłem niski, ale dla niej stanowczo za wysoki. Uwielbiałem jej wzrost, a najbardziej rozśmieszał mnie moment, kiedy opatulona w koc w mojej koszulce próbowała powstrzymać się przed podkradaniem słodyczy - wyglądała jak mała, urocza dziewczynka, która nie chce, aby ktokolwiek zauważył brak jednego cukierka. 

-Dobry wieczór, proszę pani. -zerknąłem na nią, jakby zabrała mi podarowany prezent i nie miałem zamiaru mówić nic więcej. 

-Widzę, że oprócz firmowego przywitania nie czeka mnie nic więcej. Przepraszam i zapraszam do mnie. -wskazała na znajomy hotel, przed którym wyczekiwałem na nią, lecz jej nie spotkałem. -Musimy szczerze porozmawiać i nie będziemy tylko w dwójkę. 

Pokonywałem kilka metrów, jakby właścicielka ciemnozielonej kurtki i różowych butów prowadziła mnie na skazanie; kropelki potu czułem na plecach, a cisza z jej strony jeszcze bardziej mnie rozpraszała. Zamykając za nią drzwi, odetchnąłem z ulgą, kiedy nikogo więcej oprócz nas nie było w jednoosobowym  pokoju; usiadłem w wiklinowym fotelu i czekałem na wyrok. Spojrzałem na Sarę ostatni raz i zamknąłem oczy - co z tego, że za chwilę będę się kajał? co mi pomoże fakt, iż nie spałem z zatrudnioną rok temu masażystką, kiedy nie miałem na swoją wierność żadnych dowodów? byłem jak zagubiona owieczka, która potrzebuje nawrócenia. Bawiąc się pilotem i czekając na powrót z łazienki nacisnąłem przypadkowo start i zagryzając mocno zęby na wardze, nie wierzyłem w to co słyszę i widzę. Leciało podsumowanie dnia; prezenter w okularach z tworzącą się łysiną na głowie komentował tragiczne wydarzenie sprzed kilkunastu minut. W górnym prawym rogu znajdował się rozbity samochód, a mężczyzna kurczliwie trzymał mikrofon przy ustach; nie spojrzałem nawet na wychodzącą brunetkę, liczyły się tylko jego słowa wypowiedziane ochrypniętym głosem, z trudem poinformował mnie i inne rodziny poszkodowanych o życiowej tragedii. 

-Samolot Ryanair, lot KS12O3, który wystartował z Tokio w kierunku Wrocławia, rozbił się w Kazachstanie Wschodnim o dziewiętnastej czterdzieści cztery. Na pokładzie wraz z pracownikami znajdowało się sto dwanaście osób; obecnie wiemy, że trzydziestu z nich zginęło. Wśród podróżujących znajdowała się żona polskiego skoczka Kamila Stocha. 



Wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku, kochani

sobota, 18 listopada 2017

rozkosz piąta

Od pierwszego dnia spędzonego przy jednym stoliku, dwóch kawach, pogryzionym ołówku i spojrzeniu przenikającym nasze ciała na wylot wiedziałem, że nowa znajomość spisze mnie na straty; nic nie będzie takie samo, będę czuł jakbym zmienił swoje dane osobowe i próbował udowodnić przed światem, że to nie ja jestem Kamilem Stochem. Całą noc nie próbowałem nawet liczyć owiec, wyciszyłem telefon kilkukrotnie widząc trzy litery układające się w znajome imię, zbyt znajome jak na tamtą chwilę. Czułem się jak nastolatek przemierzający dodatkowe schody, aby tylko na kilka sekund, na kilkanaście mrugnięć zobaczyć ją wśród kolegów z klasy. Trzymając stopy na gorącym grzejniku wpatrywałem się w oświetlone miasto - za pół roku miałem zostać mężem, głową rodziny, a nagle nie wiadomo kiedy i skąd pojawiła się przyszła maturzystka, która sprawiła, że mnożenie stawało się zbyt trudne, a dzień tygodnia nosił obcą nazwę. Chciałem widywać ją codziennie jak starszego listonosza albo rodziców, z którymi mieszkałem do tej pory. Zależało mi na poznaniu jej imienia, marzeń i adresu zamieszkania najlepiej z planem zajęć, abym mógł o odpowiedniej porze pojawiać się pod ogólnokształcącym liceum. Starsze ciotki chciały zobaczyć moją narzeczoną w sukni do ziemi z długim welonem i bukietem drobnych różyczek, młodsi kuzynowie chcieli złapać moją muchę, a mama z tatą chcieli upewnić się, że ich jedyny syn trafił na odpowiednią kobietą, która zadba o niego, przytuli, i będzie przy jego boku idąc ramię w ramię. Nie tylko moi rodzice chcieli takiej miłości swojego dziecka jak ta, która dotyczyła Barbary i Lucjana z M jak miłość albo tej na kinowych ekranach podziwiającej przez miliony zakochany par, ale również singli. Kilka godzin po tym po spotkaniu byłem pewny, że cała rodzina będzie gotowa mnie skreślić, obmówić, ale jak za pstryknięciem palca zakochałem się. To nie było zauroczenie; nie wiedziałem o niej nic, ale przymykając oczy widziałem tylko ją. Czy przypadkiem strzała Amora nie spotkała na swojej drodze mojego serca? Niby zajętego, ale wiecznie otwartego, bo trzymając w dłoni nożyczki i wyciągając z koperty kolejne propozycje zaproszeń ślubnych byłem przekonany, że szybciej znajdą się w jednym miejscu znaki zapytania niż imię i nazwisko pani fotograf, z którą musiałem zerwać dla dobra wszystkich wokół. Układając się wygodnie na materacu przedostałem się do krainy Morfeusza; raz była wiosna, a ja siedziałem na łące ze śmiechem zerkając na nią, kiedy niefortunnie próbowała utworzyć wianek. Za drugim razem całowałem ją w deszczu i we śniegu, a przed samym załączeniem alarmu widziałem nas na ślubnym kobiercu, a następnie obsypani ryżem i groszami słuchaliśmy gratulacji, a w tle było słychać jedynie jedno określenie; zbuntowany anioł rozbrzmiał tak głośno, że ze strachu zrzuciłem podłączony telefon z biurka, nie mogłem opanować oddechu, a jedyną rzeczą jaką od razu zobaczyłem to damskie imię w kalendarzu określające kobietę jako księżniczkę.

🎇

Od jej ostatnich wypowiedzianych słów minęły długie minuty, a my w ciszy zanurzaliśmy co chwilę wargi w wrzątku jaśminowej herbaty; wyjątkiem były jednak ślady na filiżance brunetki, która za każdym razem pozostawiała intensywniejszy odcisk po ulubionej śliwkowej pomadce. Zerkając na jej usta przypomniałem sobie dzieciństwo, kiedy jako kilkuletni chłopiec z lekturą szkolną w ręku biegałem wokół stołu i oczekiwałem na moment, gdy będę mógł spróbować gorące ciasto drożdżowe z owocami, które zrywałem w sadzie dziadka i ścigałem się z siostrami, aby później oddać najbardziej wypełniony koszyk w ręce byłego burmistrza. Czułem jej chłodną rękę na nadgarstku; subtelnie dotykała srebrnej klamry od zegarka, długie palce dotykały mojej szerszej obrączki, a następnie ze śmiechem próbowała odrzucić do tyłu niesforną grzywkę, która dla zbuntowanego anioła była znakiem rozpoznawczym, lepszym niż piegi u innych lub znamiona. Gdyby nie obecność chłopaków dawno temu bylibyśmy w moim pojedynczym pokoju; nie musiałbym spowiadać się trenerowi z grzechu, że nie przespałem całej nocy, kolegów nie musiałbym przepraszać za nasze jęki, bo zagłuszałaby je znana nam popowa muzyka. Chciałem wtulić się w jej nagie ciało nakryte jedynie kocem, którego zapach przypominał kwiatowe piżmo. Chciałem ukryć twarz bez zbędnego zarostu w jej długich włosach, podcinanych bez zmian w trakcie wakacji i zadbanych przez składniki wszystkich odżywek w pudełkach trzymanych obok mojej pianki do golenia. Ostatnie czego chciałem to usłyszenie jej słów, w których przyrzekała, że w przyszłym roku będę jedyną osobą podziwiającą jej zgrabne nogi i ciążowe krągłości. 

-Znowu wyobrażasz sobie ukochaną żonę z dodatkowymi kilogramami? -uśmiechnęła się niewinnie jak w dniu naszego ślubu, kiedy do ołtarza prowadził ją ojciec chrzestny. -Zrobię wszystko, aby nie ważyć więcej od Ciebie. 

-Spokojnie, damy radę. -pogłaskałem ją po zaróżowionym policzku. -Najwyżej poprosimy o pomoc Żyłę, Kota albo Kubackiego. 

-Obecnie znajdujesz się na bardzo kruchym lodzie, kochanie. -ułożyła białą serwetkę na spodku i odmachała siedzącym przy wejściu zagranicznym skoczom, dla których była zbuntowanym aniołem, a nie żoną starszego rywala.


🎇

Przez całą noc w Wiśle padał śnieg, wolnych miejsc na parkingach zdawało się nie widzieć, a organizatorzy skoków nie mogli odsunąć telefonów od ucha. Każdy z polskich skoczków próbował zapomnieć o stresie, który towarzyszył im przez godziny przed konkursem; obawiali się każdego podmuchu wiatru, oceny sędziów, ale największe rozmyślenie dotyczyło lotu trwającego krótki czas, o którym powinno się zapomnieć, ale nie mogło, kiedy zamiast złotej jedynki pojawiała się liczba dwa lub trzy, a zawodnik wiedział, że szczęście spotkało kogoś innego. Przerażający lęk opuszczał niektórych po rozmowach wideo z ukochaną, która zaspana znajdowała się tysiące kilometrów stąd, inni spali smacznie jak dzieci wtulone w pieluszkę tetrową albo przytulanką, a ja, za którego kciuki oprócz rodziny trzymali kibice przeleżałem osiem godzin zapatrzony w biały sufit z małą ciemną plamą. Druga część łóżka nie została zajęta, kąpiel w wannie z hydromasażem była samotna, a wino i dwa kieliszki stały na ławie nienaruszone. Przed snem wybierałem kilkukrotnie numer żony, ale za każdym razem mogłem jedynie nagrać się na pocztę głosową. Schodząc na śniadanie nie czułem nawet zmęczenia, byłem rozżalony na tyle, że nie przywitałem się z trenerem, który czekał obok restauracji. Nie zwracałem na nic uwagi, a zerkając na parzącą się herbatę z cytryną i liściem mięty pocierałem ciężkie powieki. 

-Ta noc była wspaniała, kochanie. -usłyszałem ojczysty język wysokiego bruneta. -Powinnaś częściej odwiedzać mnie na zawodach i nie zostawiać z samego rano, bo nie pocałowałem twojej blizny na kolanie po raz sześćdziesiąty dziewiąty. -gdyby niewyjaśniona ucieczka brunetki spędzałbym podobnie czas jak chłopak, który zajął wczoraj siódme miejsce; baletnica również jak jego partnera posiadała pamiątkę z jazdy na rolkach. 

-Stary, a co ja tutaj widzę? -z talerzyka zniknęła moja kanapka. -Wyglądała tak smacznie, że musiałem zjeść, co to za smuteczek na tej ślicznej, dwudziestodziewięcioletniej buźce? -Żyła przysiadł na rogu drewnianej ławy i posolił pomidora. 

-To raczej zmęczenie. -odezwał się Kot, wsypując cukier do czarnej kawy. -Ty tego nie zrozumiesz, niebieskie tabletki powodują u Ciebie senność. 

-Mnie proszę zostawić w spokoju, skupmy się na przypadku Kamila. -potarł brodę, mlaskając głośno. -Żona nie dostała kataru i nie mogłeś przejąć nad nią kontroli? -pierwszy raz w życiu milczałem, nie reagując na zaczepki Żyły. -Wiem, wykręciła się migreną. -klasnął w dłonie i upił łyk mojej herbaty. 

Pocierając dłonie o materiał granatowych spodni spojrzałem w ciemne oczy chłopaka, który posiadał klasowe zdjęcia z moją żoną; bez słów zrozumiał, że potrzebuję snu i współczuję mu obecności tego, który cieszył się z niczego. Słysząc pod butami skrzypienie śniegu poczułem ulgę, bo ten charakterystyczny dźwięk był relaksem od głosu mężczyzny pochodzącego z Cieszyna. Otwierając drzwi od hotelu zobaczyłem masażystkę, której unikałem jak ognia, a trenerowi miałem zamiar wmawiać, że chodzę do niej codziennie. 

-Żona tej nocy za bardzo się nie nudziła. -dotknęła mojego ramienia i zrobiła balona z owocowej gumy. -Nie wróciła do Ciebie, bo miałyśmy miłe spotkanie. 

-Co jej wmówiłaś? -popchnąłem ją na ścianę, a jej dłonie zawędrowały do moich tylnych kieszeni.

-Nie musiałam jej niczego mówić. Ona o wszystkim wiedziała i sama też nie jest święta. -musnęła mój policzek i zniknęła za rogiem pozostawiając mnie z mętlikiem w głowie.


Musiałam zobaczyć Kamila na ekranie i wena sama powróciła.
Więcej nie zrobię takiej długiej przerwy; czekam na Was nie tylko tutaj.
Przypominam o skończonym pamiętniku i bohaterach z nowych blogów
Pozdrawiam, K.



niedziela, 27 sierpnia 2017

rozkosz czwarta

(...)  Bo jeśli ciebie tu tak naprawdę nie ma, to gwiazdy nie mają znaczenia.

Zamykając drzwi od swojego pokoju odetchnąłem z widoczną ulgą. Do tej pory nie byłem przesądny, nie zwracałem uwagi na trzynastki ani nie wierzyłem w żadne przesądy, które liczyły się dla mojej babci albo starszych ciotek próbujących swatać moje siostry. Siadając na fotelu stwierdziłem, że każdy czarny kot przebiegający mi drogę przynosił zawsze szczęście, a wstawanie z łóżka lewą nogą odganiało ode mnie pecha, więc jako dwudziestodziewięciolatek żyjący w XXI wieku nie dmuchałem na zimne, a kuszenie losu przynosiło mi wiele radości i niczym nie musiałem się przejmować. Zrzucając z prześcieradła książkę próbowałem skontaktować się z żoną. Mało brakowało, a zdradziłbym ją z przypadkową masażystką, której obowiązki miały kończyć się na tym, aby ból opuścił całe moje ciało. Odkładając laptopa na parapet zrozumiałem, że sen, który męczył mnie przez całą noc był jedynym ostrzeżeniem; wyraźny gmach rejonowego sądu spowodował, że wybudziłem się przed wschodem słońca i zmęczenie spowodowane ostatnimi zawodami poszło całkowicie w zapomnienie. Jako perfekcjonista zapamiętałem, że poranne bieganie rozpocząłem o siódmej trzydzieści pięć i wybrałem się pod drugi, pobliski hotel, w którym prawdopodobnie zatrzymała się kobieta mojego życia. Postawa zdobyta w dzieciństwie umożliwiała mi normalne funkcjonowanie, więc nie musiałem zmartwiony uczęszczać na zajęcia psychologiczne. Rozciągając nogi na zasypanej śniegiem ławce obserwowałem okna zasłonięte podobnymi kolorystycznie roletami. Przez niecałe pół godziny drzwi otworzyły się dwukrotnie; po raz pierwszy wybiegły dwie uśmiechnięte dziewczyny w podobnym wieku do mojego, a następnie starsze małżeństwo zapewne z czterdziestoletnim stażem poszło w stronę restauracji, w której moi przyjaciele spotkali zbuntowanego anioła. Nakrywając się puchową kołdrą wziąłem do ręki ramkę ze zdjęciem ukochanej; miała na nim jedynie dwadzieścia lat, a na prawej dłoni błyszczał srebrny, zaręczynowy pierścionek. Od tamtego czasu zmieniła się; zapuściła długą grzywkę, z którą nie potrafiła się dogadać i często powtarzała, że jeżeli ona ruszała się w prawo lub w lewo to włosy robiły jej na złość wybierając przeciwną stronę. Tamtego dnia jeszcze uczyła uśmiechnięte pięciolatki i sześciolatki baletu, a teraz sama na światowych konkursach z panieńskim nazwiskiem walczyła o wysokie miejsca i kwalifikacje do finałów, przywożąc ze sobą w treningowej torbie kilka, ciężkich pucharów. Po zdanej maturze na początku roku robiła sobie tatuaż jako spóźniony świąteczny prezent, więc łatwo można było obliczyć, że miała ich już osiem, a ja nie potrafiłem zrozumieć jej zauroczenia, kiedy poszukiwała odpowiedniego na początku października albo do późnej nocy samodzielnie robiła projekty w czerwonym kołonotatniku z Oxforda. Na początku naszego związku moi rodzice nie potrafili zaakceptować tego, że odwołałem ślub i zrezygnowałem z fotografki z dnia na dzień, ale kiedy poznałem Sarę dotarło do mnie, że źle ulokowałem uczucia i wolałem zerwać z Ewą sześć miesięcy przed ślubem niż zostawić ją przy ołtarzu. Przed samymi oświadczynami brunetka zdobyła serca osób, którzy dali mi życie. Mama jako pracownica Urzędu Miasta nie potrafiła przepracować jedynie osiem godzin, pomagała ludziom i nikogo nie potrafiła zostawić bez słowa wsparcia i sympatycznego uśmiechu, więc gdy Sara przywitała ją w zimowe, piątkowe popołudnie z domowym rosołem zaczęła opowiadać swoim znajomym, że nie trafiła jej synowa, a chodzący anioł. Tata był znanym sądowym i klinicznym psychologiem, więc od początku miał z nią lepszy kontakt, jednak przełamał się całkowicie podczas rozgrywki szachowej, kiedy po tygodniu nauki uczennica przerosła mistrza i upiekła mu ulubione ciasto przekonując, że czasami warto zrezygnować z diety, zapewniając go, że wcale nie popełni grzechu. Miałem z nią wspaniałe wspomnienia i mógłbym opowiadać o niej godzinami, bo naprawdę była interesującą osobą. Jak na swój młody wiek odniosła już wiele w życiu i jedyne czego jej brakowało to dziecka. Zdecydowalibyśmy się na powiększenie rodziny nawet podczas nocy poślubnej, ale oboje ustaliliśmy, że chcemy rozwijać swoje pasje, a one nie pozwalałaby na całkowitą uwagę, którą każdy rodzic musi poświęcić tej małej istotce poznającej dopiero świat od podstaw. Uśmiechnięta podczas łamania opłatka i składania mi życzeń wyznała, że przez najbliższy rok chce osiągnąć wszystko o czym marzy, a następnie stanie się najseksowniejszą kurą domową z ciążowym brzuszkiem. Nalewając do wysokiej szklanki pomidorowy sok przypomniałem sobie ważny fakt. Brunetka wcale nie musiała zatrzymać się niedaleko; na większym parkingu mogła mieć zaparkowaną terenówkę i nocowała u swojej koleżanki, której córka była jej chrześniaczką. Po zawodach spędzała z nią cały dzień, przywoziła jej z zagranicy ubrania albo zabawki i bawiła się z dwulatką do następnej doby opuszczając ją po smakowitym śniadaniu. Byłem pewny, że zobaczę żonę jutro; dwupiętrowy dom znajdował się jedynie dziesięć kilometrów od Wisły i czułem podświadomie, że niedzielny konkurs indywidualny może wszystko odmienić. 

🎇

W ulubionej przez skoczków restauracji nie było nikogo obcego. Do naszego stolika na pierwszym piętrze podchodzili nasi rywale, a prywatnie bliscy znajomi i gratulowali mi kolejnego zwycięstwa. Do wczoraj wydawało mi się, że nie jestem w najlepszej formie; życzyłem nawet przed snem wygranej Maćkowi, Piotrkowi albo Dawidowi, jednak znowu poczułem, że szczęście przyniosła mi ta sama rzecz. Srebrna obrączka, którą zdarzało mi się zdejmować od wielkiego święta; najczęściej gdy w organizmie brakowało małej ilości magnezu i raz na jakiś czas drętwiała mi prawa dłoń. Nigdy przy wejściu do publicznego miejsca nie udawałem, że jestem singlem. Przyznawałem się do mojej żony, chociaż nie wyznawałem wszystkim wokół kim ona jest. Nawzajem chroniliśmy się prywatnością i nie mogę zapomnieć, kiedy siedząc przy barze brunetkę spotkała niemiła niespodzianka. Wpadła przypadkowo na dziewczynę, która kpiła z jej pasji, powtarzając że baletnice nigdy nic nie osiągną w życiu, szczególnie te pochodzące z domu dziecka. Pochwaliła jej się, że od dwóch miesięcy jest najszczęśliwszą mężatką, a Sara wykorzystała to co w sobie posiadała, czyli cały wdzięk i seksapil. 

-To nazywasz się Stoch? Tylko ten mężczyzna może zagwarantować Ci szczęście. Innego wariata już nie spotkasz, więc zasmucę Cię, ale Twój mąż wcale nie jest wyjątkowy. -usiadła na moim kolanie całując mój policzek pokryty trzydniowym zarostem. -Musiałam się Tobą pochwalić stary wilku. -szepnęła przygryzając płatek mojego ucha. 

Jej rywalka z czasów gimnazjalnych zaczerwieniła się, jakby rodzice nakryli ją niepełnoletnią, kiedy rozbierałaby się przed swoim ideałem albo właśnie ukradła cenną rzecz, którą z torebki wyjął ochroniarz, a ludzie okrzyknęliby ją mianem złodziejki.  Mimo wielkiej popularności uważałem siebie za zwyczajnego chłopaka, który niczym nie wyróżniał się z tłumu. Byli tutaj tacy bardziej umięśnieni ze znacznie grubszymi portfelami, ale ta z ciemnoniebieskimi tęczówkami udowadniała wiele razy, że nigdy nie zależało jej na pieniądzach i mogłaby ze mną być nawet, jeżeli ledwo wiązalibyście koniec z końcem. Odbierając od Kubackiego kolorową kostkę rzuciłem ją w stronę Kota i przesunąłem się białym pionkiem o cztery miejsca widząc przed sobą kolejne zwycięstwo, ponieważ wystarczyłoby mi jedynie sześć oczek. 

-Kamil! -krzyknął oburzony Żyła. -Możesz chociaż teraz przegrać? Stary, trzymałem za Ciebie kciuki w konkursie, ale teraz daj spokój. 

-Mogę Ci oddać swój pionek, jeżeli przestaniesz łykać niebieskie tabletki. -upiłem łyk gorącej, wiśniowej herbaty. -Szkodzą Ci coraz bardziej, nawet teraz nie potrafisz się skupić. 

-Będziesz się odgryzał za zbuntowanego anioła? -wytknął język i po chwili zaczął dusić się śliną. -Ona tutaj jest. Odwróć się. 

-Znowu zajmie stolik z siedemnastym numerem przy oknach. -wypowiedział najmłodszy z całego towarzystwa, jakby znał jej schemat postępowania na pamięć. 

-Ponownie ma te śnieżnobiałe trampki i odkryte kostki. Zadbaj o nią, bo Ci się dziewczyna jeszcze nieźle przeziębi. -wypowiedział Dawid. 

-Pamiętaj, że jak dostanie kataru to przejmiesz kontrolę. -zaśmiał się głośno Piotrek. -Będziesz nad, a nie jak zawsze pod. -postawił na drewnianej tacce pustą filiżankę. -Życzę powodzenia.  

Zaczepiłem w pośpiechu młodą kelnerką, która jak widać było uwielbiała bluzki z głębokimi dekoltami i zamówiłem sernik na zimno z brzoskwiniami, a także jaśminową herbatę. Z tego co zauważyłem będziemy musieli częściej tutaj przyjeżdżać, bo najczęściej narzekała, kiedy w menu nie odnalazła ulubionej cieczy. Na początku małżeństwa myślałem, że szybko owe uzależnienie przeminie, ale trwało do dzisiaj i kiedy liczyła w portfelu drobne wiedziałem, że szuka dziesięciu złotych na tą jedyną pozycją. Po chwili wysypała z dużej przegródki mnóstwo grosików i uśmiechnięta zaczęła je przeliczać. Tęskniłem za jej radością, odwagą, chłodnymi dłońmi, czujnym wzrokiem i charakterystycznym dla jej osoby zagryzaniem dolnej wargi, kiedy uważnie słuchała swojego rozmówcy. Prawą nogą podrygiwała do rytmu, a kiedy usiadłem naprzeciwko poprawiła opadającą na oko grzywkę śmiejąc się po cichu. Pierwsze co zrobiła to kopnęła mnie delikatnie w kostkę i wiedziałem, że oglądała najnowszy wywiad, w którym skarżyłem się na niewielki ból. 

-Dobrze było ponownie zostać zbuntowanym aniołem, Kamil. -schowałem jej pieniądze do portfela. -Wiem, że trochę Cię zdenerwowałam, ale nie chciałam rozpraszać Cię przed skokami. Wróciłam wcześniej i do końca lutego zostaję z Tobą. 

-Znowu będę miał najwierniejszego kibica na trybunach. -dotknąłem jej dłoni zerkając na niebieski zegarek, który nosiła na prawym ręku. -Jak ty wytrzymasz tak długo bez baletu? 

-Kiedyś miałam trzymiesięczną przerwę i dałam radę. Będziesz miał możliwość podziwiać moje nogi przez sześć tygodni jako jedyny. -mrugnęła odbierając zamówienie od kelnerki. -A od przyszłego roku będziesz robił to każdego dnia. 




Dosyć szybko przestała się ukrywać. Zbuntowany anioł wkracza bardziej do gry! Lubię od czasu do czasu wracać do tego opowiadania. Nie piszę nic przez prawie cały miesiąc, a później usiądę i mam cały rozdział w niecałe trzy godziny. Nie mogę Wam obiecać, kiedy pojawi się następny wpis, ale kiedyś się pojawi. Zostawcie w komentarzach miłość :3 

niedziela, 30 lipca 2017

rozkosz trzecia


(...) Gdziekolwiek spojrzę, widzę Twoją twarz.



Każdy z dwustu pięćdziesięciu zaproszonych gości nie mógł uwierzyć, kiedy informowałem o odwołanym ślubie ze starszą o dwa lata blondynką. W czerwcowe popołudnie miałem poślubić dziewczynę uczęszczającą do tej samej szkoły i trenującą judo. Mając dziewiętnaście lat poznałem ją jako urzekającą i zdolną fotograf; wystarczyło jedne spojrzenie w oczy, a po powrocie z zawodów ogłosiłem rodziców, że zdążyłem poznać kobietę, z którą w przyszłości się ożenię i założę prawdziwą rodzinę. Zacząłem marzyć o małym, góralskim domku na uboczu, psie zabranym ze schroniska i małych dzieciach biegających po ogrodzie. Dlaczego w przysiędze małżeńskiej wypowiedziałem "Ja Kamil biorę Ciebie Saro za żonę?" Poznałem brunetkę podczas zimowych wieczorów w niewielkiej kawiarence prowadzonej przez siostrę cioteczną mojej mamy. Siedziałem zawsze przy pierwszym stoliku od drzwi i piłem gorącą czekoladę albo miętową herbatę, posłodzoną miodem; przyglądałem się znajomym twarzom. Starsi mężczyźni rozgrywali między sobą partyjki szachowe, popijając przy tym mocne, niemieckie piwo. Przy komodzie z książkami można było spotkać pięćdziesięcioletnią wdowę z kotem na kolanach i kolejną częścią krótkich wierszy, składających się od pięciu do ośmiu wersów. Tamtego, sobotniego wieczoru przeglądałem kartę win; miałem ze swoją narzeczoną świętować drugą rocznicę zaręczyn i ustalać przygotowania do najważniejszego dnia w naszym życiu. Zasmucony odebrałem telefon, wysłuchując słów mojej ukochanej. Kolejny raz z rzędu przepraszała, że nie może się ze mną spotkać, ponieważ pilne zlecenia same się nie zrobią. Poprawiając zdecydowanym ruchem włosy, zagryzłem wargę, naciągając na blade dłonie oliwkową bluzę z napisem na plecach. Mały dzwonek powieszony nad drzwiami dał znak, że kolejna osoba zainteresowała się "Słodką Zemstą" nazywaną potocznie przez mieszkańców Zakopanego imieniem ciotki, dlatego każdy ze znajomych mi ludzi nie musiał zastanawiać się dwa razy, gdzie znajduje się miejsce "u Julii". Zdejmując z siebie czerwony płaszcz, zawiesiła ubranie wierzchne na wolnym krześle, uśmiechając się w stronę właścicielki. Podeszła powoli do kasy, zamawiając czarną kawę bez cukru i przykucnęła przy wystawie z wypiekami mojej kuzynki, która od roku prowadziła cukiernię, pokazując zazdrosnym sąsiadom, że praca staje się jej pasją, a jej przepisy nie należą do tych znanych, o których można było usłyszeć w kulinarnych programach. Po dłuższej chwili namysłu wybrała czekoladowe ciasto z wiśniami; jako znawca wiedziałem, że zaskoczy ją wyczuwalny smak cytryny. Usiadła przede mną, wyjmując z torby pokrowiec, zeszyt i dwie książki. Zagryzła proste zęby na zielonym ołówku, związując włosy w wysokiego kucyka. Przyglądając się uważnie zobaczyłem znajomą okładkę i przypomniałem sobie wszystkie lekcje geografii, a także sympatyczną wychowawczynię, która za każdym razem nie chciała, abym pisał sprawdzian z obszarnego działu po powrocie z zawodów. Zterminowany i pewny siebie siadałem w pierwszej ławce, a na następnej lekcji uśmiechnięty patrzyłem jak kobieta wstawia piątkę w rubrykę przy numerze dwudziestym piątym. Przed samym zamknięciem dziewczyna zaczęła obgryzać paznokcie, trzymając w dłoni kolorowy kubek z zimną kawą. Podeszła do blatu, nalewając z dzbanka wrzątek i usiadła ponownie przy swoim miejscu, rozglądając się po wnętrzu. Oprócz mnie, jej i cioci wycierającej stoliki nie było nikogo więcej. Niepewnie podeszłem do niej, przesuwając pusty, kwadratowy talerzyk na bok.

-Pomyślałem, że może Ci pomogę. Przygotowania przed maturą?

-Być może. -zerknęła uważnie, zanurzając czerwone wargi w gorącej kawie. -Jesteś kolejnym chłopakiem, który chce zaoferować swoją pomoc w zamian za szybki, darmowy seks?

-Szybko mnie rozgryzłaś. Teraz czy po korepetycjach? -nachyliłem się, czytając dział. -Mają tutaj przyjemną toaletą, więc zdążymy do zamknięcia ze wszystkim.

-Na początku wydajecie się bardzo nieśmiali, ale jeżeli chodzi tylko o kolejne zaliczenie to szybko pokazujecie prawdziwe twarze. -wzięła mi z rąk książkę w okładce. -Faceci to jednak świnie.

-Mam narzeczoną. -oznajmiłem spokojnie. -Pozwól, że Ci to wytłumaczę i zapomnimy o wcześniejszej rozmowie.

-Chcesz mi pomóc bez żadnej zapłaty? Dobrze się czujesz? Zdążyłam poznać ludzi i nie musisz mnie okłamywać.


Śmiejąc się pod nosem, usiadłem naprzeciwko niej, tłumacząc jej zagadnienia na próbną maturę; rozpisywałem wszystko w osiemdziesięciokartkowym brudnopisie, pokazyłem dokładnie miejsca na niewielkich mapkach i słuchałem jak zaczyna umięjetnie przekazywać mi zdobytą przez trzy lata liceum wiedzę, spoglądając wprost w moje błękitne tęczówki. Czułem za każdym razem jak po plecach przechodzą mi ciarki, kiedy słuchała każdego mojego słowa. Po godzinie, założyłem na głowę grubą czapkę i podałem jej płaszcz, zakładając czarną kurtkę z kapturem. Pożegnałem się z nią uściśnięciem dłoni i odchodząc w stronę rodzinnego domu; uderzyłem się mocno w czoło z otwartej dłoni. Zaczęło się nam przyjemnie rozmawiać, przez chwilę zaczęliśmy żartować i wcale nie czuliśmy się zestresowani swoją obecnością, a nawet nie poznałem jej imienia. Moje rozmyślenia przerwała wibracja w dłoni i imię Ewa na ekranie głównym.



🎇

Stałem przy drewnianym parapecie, spoglądając w okna pobliskiego hotelu. W pokojach na trzecim piętrze zapalone były świetła, a ja oczekiwałem, kiedy znajoma mi osoba, która niepotrzebnie płaci trzydzieści złotych za dobę zacznie zasłaniać roletę. Poddenerwowany czekałem na widok nieobcej mi sylwetki i uświadomieniu jej, że znam całą prawdę na temat wcześniejszego powrotu  do rodzinnego kraju. Rzucając na zaścielone łóżko telefon, pożegnałem się z Hulą, który opuszczał zgrupowanie, aby kibicować swoim przyjacielom sprzed telewizora na wygodnej kanapie w kwiaty. Nie miałem zamiaru wdawać się z nim w dyskusję, kiedy zadał mi pytanie, dlaczego stoję w tym samym miejscu od czterdziestu minut i trzymam w dłoni damską rękawniczkę. Nie mogłem zrozumieć, z jakiego powodu oszukuje mnie po raz w pierwszy przez pięć lat naszego małżeństwa. Nie chciałem stracić wszystkiego i obiecałem sobie, że następnego dnia nie dopuszczę do tego, aby mi uciekła, robiąc ze mnie wariata przy nieznajomych i innych skoczkach. Drzwi od mojego pokoju zaczęły powoli się otwierać. Bosymi stopami po miękkim, białym dywanie zaczął wchodzić kolega, który czule żegnał się ze swoimi pociechami, życząc im kolorowych snów i karaluchów pod poduchy. Przewróciłem oczami, nakładając na twarz poduszkę, aby tylko nie widzieć jego rozpraszającej mnie miny.

-Wiesz jak nazywa się uciekająca żona? -zaśmiał się cicho. -Zbuntowany anioł.

-Ubawiłem się po pachy, łzy płyną po policzkach, stary. -nakryłem się kocem. -Możesz mnie zostawić samego?

-Przyznaj się dobremu przyjacielowi, nie dajesz rady w sprawach łóżkowych? Kobieta zazwyczaj bez powodu nie ucieka przed swoim mężczyzną. -pięścią delikatnie uderzył mnie w plecy.

-Z tego co wiem to ja nie łykam niebieskich tabletek. -wstałem, łapiąc go za koszulkę. -Daj mi w końcu święty spokój. -wyprowadziłem go za drzwi.

-Ale to są moje... -nie dokończył, ponieważ szybko przekręciłem klucz i zdążył wejść do łazienki, zdejmując czarne, luźne spodnie.

Po długim, ciepłym prysznicu, założyłem sprany podkoszulek, nie przejmując się tym, że nie zameldowałem się na kolacji. Mimo, że jedną z potraw polecanych przez kucharza były kluski śląskie z ciemnym sosem, zignorowałem ten fakt, wyjmując z szafki wafle ryżowe, popijając je gorącą herbatę prosto z termosu. Przemęczony wsunąłem na nos okulary w niebieskich oprawkach i zacząłem czytać książkę zabraną z domowej bibloteki, którą zaprojektowała moja żona, nazywana przez wielu moich rywali serialowym pseudonimem Natalii Oreiro. Przykładając twarz do poduszki i zainteresowany przewracając następną stronę, usłyszałem dźwięk mojego, ładującego się telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej masażystki. Zaciskając zęby, wybiegłem z pokoju, pukając do drzwi znajdujących się na parterze. Przez to, co zaczęła wyprawiać dwudziestosześciolatka zupełnie straciłem głowę i zapomniałem o wizycie, która miała odbyć się dwadzieścia minut po dwudziestej. Uśmiechnęta dziewczyna uchyliła mi drzwi, zapraszając do środka. Na stoliku stała butelka wina, dwa kieliszki, a w rogu przygotowane miejsce jej pracy. Znużony opadłem na leżankę, podkładając pod twarz bluzkę, pachnącą żelem pod prysznic.

-Zaczekaj na mnie dosłownie dwie minutki, pójdę spłukać z włosów odżywkę. -poszła do łazienki, a ja zdziwiony zacząłem przyglądać się jej nogom i krótkiej koszuli w kratę, zasłaniającej ledwie tyłek. -Jak się czujesz przed jutrzejszym turniejem?

-Powiem Ci, że nie jest najgorzej, jednak niewielki stres jest. -pod nosem odczytywałem nazwy ze wszystkich maści i kremów. -Wiem, że po Twoim masażu na moje obolałe, stare plecy dam sobie radę.

Wróciła po tych słowach z rozpuszczonymi, długimi włosami. Uchyliła lekko okno, wpuszczając do środka mroźne powietrze i odsłoniła żaluzję, uśmiechając się do mnie, ściągając z nosa nadpęknięte w jednym miejscu okulary. Nałożyła na dwie dłonie warstwę pachnącego truskawkami balsamu, a ja momentalnie odwróciłem się z brzucha na plecy. Podałem jej maść, przepisaną przez lekarza i czekając na nią, przymknąłem powieki. Zrelaksowany wyczułem znajomy zapach i zaczęła uważnie rozmasowywać mój kark; w starym radiu właśnie leciała "Baśka" Wilków, przypominając mi młodzieńcze czasy. Nie mogłem uwierzyć, kiedy minęło mi prawie trzydzieści lat i dotykając zimnej obrączki, poczułem jej wargi i palce zahaczające o moje spodenki. Podderwałem się z miejsca i  zobaczyłem jak w szybkim tempie ściąga z siebie ubranie, ukazując siebie taką, jaką stworzył ją Pan Bóg.

-Od dawna mi się podobasz, wcale nie musisz wracać do siebie na górę. -zaczęła składać pocałunki na nagiej klatce piersiowej. -Wykorzystajmy tą ostatnią noc na przyjemności, Kamil. 

🎇
Mimo, że jestem zmęczona po osiemnastce to po dwudziestej zaczęłam pisać. Dotrzymuję danego słowa pod rozkoszą drugą i jestem z kolejnym rozdziałem. Jutro pewnie nie zmotywowałabym się w żaden sposób, dlatego udało mi się napisać coś znacznie dłuższego. Czekam na Wasze opinie.

środa, 5 lipca 2017

rozkosz druga

 
Powiedz mi prosto w twarz, że mnie kochasz,
 potrzebuję tego bardziej niż twoich objęć.
 
 

Jęknąłem głośno w poduszkę, kiedy usłyszałem po raz kolejny pukanie do drzwi. Czułem się, jakby ktoś wywiesił na korytarzu kartkę z informacją, że nigdy nie odmawiam rozmowy i nie zapominam o szczerości. Przewracając się na drugi bok, zerknąłem przelotnie na tarczę srebrnego zegarka, który wybierałem z żoną podczas zeszłorocznych, wiosennych zakupów. Kiedy o nich sobie przypomniałem, uświadomiłem sobie, że wraz z nadejściem marca nie uwolnię się od dokładnych porządków w góralskim domu. Lubiłem w niej to, że wykonywała swoje plany krok po kroku, nie opuszczając przy tym żadnego punktu. Zakładając na nagi tors bawełnianą, szarą koszulkę z orzełkiem na piersi, włączyłem światło, uchylając drzwi. O framugę oparty był starszy o cztery miesiące kolega, z którym od dawna nie dzieliłem wspólnie pokoju. Zerkając na zaścielone łóżko swojego współlokatora, gestem ręki zaprosiłem go do zewnątrz, odbierając od niego szklaneczkę z whisky.

-Nie zapomniałeś o tym, że alkohol jest tutaj zabroniony, kolego? -zaśmiałem się, wylewając zawartość do zlewu. -Zrób to samo, bo nawet papryka Cię nie uchroni od kary.

-Najlepiej. -westchnął, zamaczając usta w ciemnej cieczy. -Zabiorą mi trunki i nawet z żoną nie mogę się spotkać. Mam trzydzieści lat, a to co dobre musi mnie omijać. -obdarzył mnie złowrogim spojrzeniem.

-Pamiętaj, że nie tylko ty jesteś w takiej sytuacji. -zwróciłem wzrok w stronę kolażu czterech zdjęć z ukochaną kobietą. -Z Sarą widzimy się od święta, więc znajdujesz się w lepszym położeniu.
 
-Gdybym mógł stać się Kamilem Stochem nie siedziałbym tutaj. -uśmiechnął się cwanie, gryząc zielone jabłko. -Dawno szukałabym pojedynczego pokoju z dwuosobowym łóżkiem.
 
-Chcesz mi zaproponować wspólne spanie z zagranicznym skoczkiem? Pamiętaj interesów nie załatwiamy przez łóżko, jeżeli chcemy wygrać to tylko uczciwie.
 
-Mądre słowa, kolego. -poklepał obolałe ramię. -Jednak wydaje mi się, że tą piękność widziałem na kolejnej jaśminowej herbatce. -wziął ramkę do ręki. -Nie widziałem dawno Twojej żony, ale wydaje mi się, że to była ona, a wtedy nie miałem jeszcze alkoholu w ustach. Miłej nocy. -zamykając za sobą drzwi, zaczął śpiewać ludowe pieśni.
 
Lekko zszokowany, odmówiłem masaż u brunetki, przepadającej za słuchaniem starych utworów na zadbanym gramofonie. Wahając się przed wykonaniem połączenia, zignorowałem fakt, że w Tokio wybiła właśnie piąta nad ranem i moja żona ma wyciszony telefon albo nawet nie zwróci uwagi na dźwięk wydobywający spod kołdry. Odkąd pamiętałem zasypiała z tabletem w ręku, zmęczona zostawiała otwartą książkę na mojej połowie łóżka albo przed położeniem się spać musiałem zdejmować z jej kolan laptopa, na którym leciały końcowe napisy filmu. Szukając jej imienia w spisie kontaktów, wybrałem połączenie video. Miałem argument, który uchroniłby mnie przed monologiem, nie mającym końca.
 
-Widzę, że mój mąż za mną bardzo tęskni. -przetarła oczy, wyłączając alarm. -Dziękuję za pobudkę, skarbie. Stanowczo wolę taką, ale wydaje mi się, że ty powinieneś już dawno spać. Porozmawiamy później, bo muszę szykować się na trening, ale coś Ci jeszcze pokażę. Spójrz jak tu jest pięknie. -podeszła z urządzeniem do okna. -Zakochałam się, ale tęsknię za naszymi górami, więc z niecierpliwością czekam na ostatni występ. Kolorowych snów, Kamil.
 
🎇
 
 
 
Wycierając śnieg z beli, ostatni raz poprawiłem wszystkie zabezpieczenia, orientując się, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Widząc znak od trenera, odepchnąłem się mocno, ruszając po najlepszy wynik na dzisiejszym treningu. Był to trzeci skok i na chwilę obecną konkurowałem z Maciejem. Musiałem osiągnąć przynajmniej sto trzydzieści osiem metrów, aby usłyszeć dobrą opinię od Horngacher'a. Nie psując swojego wyobrażenia o wylądowaniu, usłyszałem brawa od kolegów, a także z dumą spojrzałem na uniesiony kciuk byłego austriackiego skoczka narciarskiego. Narzucając na ramiona zimową, niebieską kurtkę, podążyłem śladem innych, siadając w znajomej resteuracji, w której można było napić się dobrej kawy z ekspresu, ale także zjeść coś, co nie było zrobione w litrach tłuszczu. Opierając białą filiżankę o wargi, czułem przyjemny zapach limonki i miodu, śmiejąc się z kolejnego żartu bruneta. Próbowałem skupić swoje myśli tylko na rozmowie, ale w żaden sposób nie dawało mi spokoju jedno pytanie. Kim jest tajemniczy zbuntowany anioł i dlaczego według doniesień Piotra przypomina moją żonę? Przyglądając się dyskretnie osobom, które siedziały na parterze, liczyłem na to, że wśród klientów odnajdę kobietę, na której widok niektórzy mężczyźni nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Pocierając ze zmęczenia czoło, usłyszałem stukot wysokich szpilek blisko drewnianej ławki, na której siedziałem. Odwracając natychmiast głowę zobaczyłem brunetkę ze związanymi włosami w kitkę, rozpoznałem znajomą kurtkę z naszywkami i kiedy przechodziła obok ostatniego stolika, założyła na głowę tą samą czapkę, o której krążyły powoli legendy. Rzucając na wykonany z dokładnością obrus banknot, wybiegłem tuż za nią, zapominając o tym, że mieliśmy od razu wracać do hotelu.
 
-Sara! -wykrzyknąłem jej imię z irytacją, powoli denerwowało mnie, że okłamuje najbliższą osobę w swoim życiu.
 
Przechodząc po zaśnieżonej i oświetlonej alei, przyśpieszyłem kroku, bo miałem pewność, że hotel brunetki znajduje się w pobliżu naszego i wcale bym się nie dziwił, gdyby miała okno naprzeciwko mojego. Wciągając na głowę kolorową czapkę, zatrzymałem się, kiedy usłyszałem prośbę o autograf. Chwytając w dłoń czarny marker i pisząc wyraźnie swoje imię i nazwisko, obserwowałem ją uważnie, ale kiedy oddałem niskiej dziewczynce telefon ze wspólnym zdjęciem, nigdzie jej nie zauważyłem. Zniknęła, ale w pobliżu leżała bordowa, damska rękawiczka ze złotą klamrą. Taki sam komplet znajdował się pod czapkami w piątej szufladzie naszej komody, a pewności dodał mi fakt, że w ostatniej chwili wkładała je do walizki, śpiesząc się do zaparkowanej przed domem zielonej taksówki.
 

Ona ma złą reputację
Obiera długą drogę do domu
Wszyscy moi znajomi widzieli ją nagą
Albo tak głosi legenda
 
 
 
 


Coraz przyjemniej pisze mi się jego losy.
To na pewno nie jest ostatni rozdział w tym miesiącu.