Strony

sobota, 24 marca 2018

rozkosz końcowa

Jestem jedną z wielu kobiet, która w przeszłości wyobrażała sobie swojego przyszłego męża, odnalazła go wśród tłumu, posiada teraz tego jedynego na wyłączność i ma go każdego dnia obok siebie, bliżej niż ktokolwiek by przypuszczał. Po ciężkim roku siedząc znowu na tym drewnianym parapecie, jak tamtej zimowej nocy piłam dla odmiany zimną wodę z dodatkiem limonki i pomarańczy. Zerknęłam przelotnie na szeroką szeroką, srebrną obrączkę z datą naszego ślubu i przypomniałam sobie długi odcinek czas, kiedy zamiast na moim palcu znajdowała się w starej zakurzonej szkatułce; jego tajemnica wpłynęła na mnie tak, że przez kilka tygodni nie wychodziłam z łóżka, rozmawiałam tylko z siostrą, a następnie pełna radości i seksapilu wybierałam się na nocne imprezy tańcząc wtulona w obce ramiona mężczyzn. Niejednokrotnie chciałam go zdradzić, zranić i zostawić jak malutkiego szczeniaczka na poboczu; powstrzymywało mnie gorące uczucie, które nie potrafiło minąć i wystarczył moment, kiedy u płci przeciwnej nie widziałam tych błękitnych tęczówek. Wówczas dziękowałam za taniec, przepiłam zazwyczaj te trzy minuty spędzone na parkiecie podczas każdej piosenki kieliszkiem wódki i wybiegałam na zewnątrz; przyłapywałam się na tym, że nie chcę nigdy zasnąć przy kimś innym niż mój mąż, nie chcę dotknąć nieznajomych warg, bo nikt oprócz niego nie zacznie mnie całować w ten znajomy subtelny sposób, jakby robił to pierwszy raz i był uczniem szkoły średniej, który boi się mojej reakcji na ten nieplanowany ruch. Ze śmiechem zobaczyłam parkujący samochód przed domem, jego z torbami zakupów, które mogłyby go przeciążyć, gdyby przestał jeść i pokazuję mu złożone z dłoni serce. Znowu tutaj jest, znowu jestem tutaj ja, jesteśmy razem i niczym się nie przejmujemy, bo mamy siebie, ogromne wsparcie dawane sobie nawzajem, a przyszłość widzimy w naszym góralskim domu. Zanim rozpakował jedzenie do lodówki i półek, postawiłam na stole jego ulubioną czarną kawę bez cukru i mleka, a jego uśmiech i mocny uścisk przekonał mnie, że nie popełniłam błędu, kiedy dałam mu pewnego wieczoru drugą szansę. Wiedziałam, że jego była żona poszła dawno w niepamięć, kocha mnie i niczego więcej nie potrzebujemy do szczęścia; siadając na werandzie, pijąc jaśminową herbatę i opierając głowę na jego klatce piersiowej zrozumiałam, że potrzebna była mi jedynie chwila przerwy, jak po ciężkim dniu pełnym zajęć od godziny ósmej, aż do ostatniego dzwonka w szkolnych murach. 


Jestem jednym z wielu mężczyzn, który w przeszłości wyobrażał sobie swoją przyszłą żonę, po jednym przypadkowym spotkaniu zrozumiałem, że to ta jedyna z miliona pozostałych i nie muszę dłużej szukać innej, a jedynie całować jej nawilżone usta, dbać o nią, jak o diament oraz znaleźć odpowiedni pierścionek, a także idealną datę na przyjęcie mojego nazwiska. Ponownie leżałem obok jej drobnego ciała przykrytego krótką białą i koronkową koszulką sięgającą do ud; miała ją podczas naszej nocy poślubnej, która mogłaby trwać w nieskończoność, uciekliśmy od naszych gości tuż przed wschodem słońca, a kiedy zamknęliśmy drzwi na klucz każdy wiedział, że młoda para nie wróci aż do poprawin. Moja lepsza połowa ułożyła na nagiej klatce piersiowej ciepłą dłoń, która zazwyczaj była zimna, a ja musiałem ogrzewać ręce, patrzeć jej w oczy i wsłuchiwać się w trzaskające drzewo w kominku. Poprawiając jej splątane włosy przypomniałem sobie tamten dzień przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy przyszła do mojego rodzinnego domu, przywitała się z rodzicami, szwagierkami i spojrzała w stronę schodów, na których stałem nieruchomo; nie mogłem się ruszyć, kiedy po usłyszeniu dzwonka zobaczyłem jej sylwetkę, stała na tym maleńkim korytarzu w miodowym płaszczu ze śniegiem na czapce z pomponem i bransoletką, którą podarowałem jej przed wyprowadzką. Złota biżuteria z baletnicą i skoczkiem mieniła się w świetle, a ona bezgłośnie wypowiedziała wybaczam, które uwolniło mnie od koszmaru i muru, który budowałem szczelnie wokół siebie. Po degustacji maminych pierogów z kapustą i grzybami, spróbowaniu kompotu z suszonych śliwek i partyjki w szachy z moim tatą złączyła swoje chłodne palce z moimi i poprowadziła do pokoju, w którym spędziłem całe dzieciństwo; usiadła na łóżku, które dostałem przed piętnastymi urodzinami, patrzyła na turkusowe ściany, które malowałem tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego w gimnazjum. Przykucnąłem przy niej, położyłem dłonie na odkrytych przez spódnicę kolanach i czekałam, kiedy w końcu się odezwie. Cisza panująca w tym pomieszczeniu kąsała mnie z każdej strony, moja ukochana żona zatrzymała wzrok na naszym zaręczynowym zdjęciu, które stało na biurku, odkąd pośpiesznie zabrałem je z naszego domu; był to Sylwester, mrozu wcale nie było, a my staliśmy na długim balkonie chcąc odpocząć chwilę od głośnej muzyki na domówce u mojego znajomego; uklęknąłem przed nią, kiedy wybiła północ i przyrzekłem jej, że następnego Sylwestra spędzimy jako państwo Stoch. Ze łzami na policzkach zaczęła mnie całować, szeptać kilkukrotnie to jedno słowo i wówczas spędziliśmy najbardziej pokręconą noc w naszym życiu; nie mogliśmy się od siebie oderwać, zignorowaliśmy wołanie na kolację i wypuściliśmy wszystkie żale oraz radości w ciemność mojego pokoju. Teraz wyszeptałem jej do ucha, że bardzo ją kocham i patrząc na szeroki uśmiech nie musiałem dalej pisać do niej wiadomości o jednej treści 'Gdzie jesteś dziś? Sara nie musiała mi odpisywać, że jest w Poznaniu, we Wrocławiu lub na Mazurach, bo obecnie była przy mnie i czasami w szkole baletu, którą zaczęła prowadzić razem z siostrą.


Poprawiłam długą seledynową sukienkę na cienkich ramiączkach, spojrzałam na dwa odkryte tatuaże, jeden na lewej nodze przy kostce, a drugi na nadgarstku. Ciepło panujące w małym rodzinnym wydawnictwo próbowało wręcz mnie udusić; patrzyłam na spokojnego Kamila, który wypił drugi kubek zimnej wody i nie wiedziałam, kiedy podebrał tyle wewnętrznego spokoju. Nie mogłam uwierzyć, że przez własne dziecinne zachowanie ujawniłam się na tamtym konkursie, podczas którego zajął pierwsze miejsce. Stęskniona za nim wskoczyłam na jego biodra, zaczęłam delikatnie muskać jego wargę, wsunęłam jedną dłoń pod jego kurtkę, a po krótkiej chwili zobaczyłam blask lampy aparatu i tłum dziennikarzy wokół nas. Już nie było tylko zdjęć z naszego ślubu, nikt nie musiał szukać tajemniczej Sary, a moje ukrywanie się pod panieńskim nazwiskiem nic by nie dało, mieli moją twarz i całą postać. Po opublikowaniu artykułu nie mogłam cofnąć czasu, znajdowaliśmy się w większości gazet i stron plotkarskich; staliśmy się sławniejsi od wszystkich małżeństw w Polsce, a obecnie zamiast przyglądać się pracy nowo zatrudnionych dziewczyn, pod których opieką zostawiłam zaawansowane grupy małych baletnic czekałam na wywiad. Uśmiechając się w stronę młodej dziennikarki, pocałowałam męża i podążyłam do tego samego pokoju, w którym znajdzie się w ogniu pytań chwilę po mnie; chcieli nam zadać podobne pytania i przeprowadzić je bez obecności naszej drugiej połówki. Usiadłam wygodnie w pomarańczowym fotelu, spojrzałam na czyste sportowe buty i spojrzałam jak młodsza o dwa lata dziewczyna włączyła dyktafon. 

NW: Do niedawna mogliśmy podziwiać żonę Kamila Stocha tylko na ślubnych zdjęciach, od tamtej pory bardzo się zmieniłaś i nikt nie rozpoznał kim tak naprawdę jest znana baletnica przywożąca ze sobą puchary z różnych kontynentów świata, jak czujesz się z tym nagłym zafascynowaniem Twoją osobą? 

SS: Nagle okazało się, że wszyscy fani oprócz Kamila chcą widzieć także mnie, jestem bardzo skromną osobą, nie uważam, że jestem znaną baletnicą, która zasługuje na każdy puchar, robię to co kocham, a raczej robiłam *zaśmiałam się krótko* Nie jestem miłośniczką takiego zamieszania, każdy kto mnie zna powie, że jestem zwykłą kobietą, która czasami przypali ziemniaki albo umaluje nierówno paznokcie. Sądzę, że lepiej byłoby stać w tamtym cieniu męża i przytulać go dopiero w pokoju hotelowym, ale mijaliśmy się od nowego roku, więc wcale nie dziwię się sobie, że tak na niego zareagowałam w Trondheim. 

NW: Od zeszłorocznych wakacji prowadzisz szkołę tańca ze swoją siostrą bliźniaczką, prawda? 

SS: Tak, odkąd zrezygnowałam z wyjazdów za granicę, postanowiłyśmy połączyć nasze siły i bez wahania otworzyłyśmy szkołę w Zakopanym, gdzie prowadzimy mniej i bardziej zaawansowane grupy dziewczynek w wieku od trzech do dwunastu lat i serdecznie zapraszamy wszystkie młode damy, które marzą o fajnej atmosferze i niekończącej się ilości tiulu. 

NW: W takim razie sama będę musiała Was odwiedzić z moją czteroletnią córeczkę *uśmiechnęła się szeroko* Jaki prywatnie jest Kamil? 

SS: To ukryta kamera? *ponownie się zaśmiałam* Będę szczera aż do bólu. Kamil na pewno bywa zapominalski, co potwierdza fakt, że zamiast na badaniach o trzynastej zjawił się w szpitalu o piętnastej i dzwonił do mnie, bo nie może znaleźć swojej żony. Nie lubi gotować, tak samo jak ja, dlatego jak nikt nie patrzy, to jemy zupki chińskie. Zamiast odkurzania wybiera mycie naczyń i kocha prasować, za co daję mu milion całusów. To naprawdę uroczy facet. 

NW: Wspomniałaś coś o badaniach, czyli to prawda, że Wasza rodzina niedługo się powiększy?

SS: Nawet nie trzeba pytać, wystarczy spojrzeć *położyłam dłoń na brzuchu* Za dwa miesiące zostaniemy rodzicami, ale zanim to nastąpi, to będę wspierała moją siostrę podczas porodu, który zbliża się dużymi krokami, bo planowany termin wypada na dwudziestego piątego lipca. 

NW: Serdeczne gratulacje, z niecierpliwością czekamy na Waszą kopię. Wasz góralski dom urządzaliście razem? 

SS: Dziękujemy. Oczywiście, że dom urządzaliśmy razem, w tym samym momencie spodobały się nam te same meble do salonu i lustro do łazienki, mamy bardzo podobny gust. Nie było nawet żadnej kłótni przy wyborze kolorów ścian, bo wybieraliśmy identyczne albo bardzo podobne, chociaż Kamiś nie widział w nich różnicy. 

NW: Wiele małżeństw budowanych jest na kłamstwie, ale Wy musicie bardzo sobie ufać, co widać na każdym kroku, zgadzasz się z tym? 

SS: Wystarczy powiedzieć, że nie boję się chodzić przy Kamilu bez makijażu, więc muszę mu bardzo ufać *zachichotałam* 

NW: Co mogłabyś na koniec powiedzieć do swojego męża? 

SS: Kamil, jesteś moim jedyną miłością, pierwszym i ostatnim mężczyzną w życiu i bardzo Ci dziękuję, że wytrzymujesz z taką szaloną żoną, która stroi się na każde wyjście jak szczur na otwarcie kanału. Kocham Cię całym sercem. Pamiętaj, że jesteś moim każdym dniem i rozkoszą. *spojrzałam na bruneta opierającego się o framugę i odpięłam mikrofon, dziękując za wywiad* 


Z wyciszonym telefonem na kolanach czekałem z niecierpliwością na wyjście mojej żony, obawiałem się, aby ten pierwszy wywiad nie wprowadził w jej życie stresu; lekarz prowadzący nakazał, aby odpoczywała, cieszyła się z każdej chwili i otaczała się radosnymi rzeczami, dlatego kiedy dziennikarze nie dawali nam spokoju wybrałem pobliskie wydawnictwo, w którym pracowała córka znajomych moich dziadków i jej kilkuletni partner. Wypijając trzeci kubek zimnej wody oparłem się o framugę i wsłuchałem się w przedostatnie pytanie; mówiła płynnie, bez zawahania i nie słyszałem, aby łamał się jej głos. W tej chwili przyrzekłem sobie, że kiedy zostanę wypuszczony z tego samego studia zabiorę ją na dwie gałki smerfowych lodów, między którymi poczuje smak ukochanej wanilii. Wiedziałem, że bez zawahania przyjmie dodatkowe kalorie, a odkąd dowiedziałem się, że zostanę ojcem dbałem o nią i dzieci, które znajdowały się pod jej sercem z większą dokładnością. Odbierając wiadomość od Gregora dotarło do mnie, że kolejnym punktem naszej trasy nie będzie rodzinny dom, lecz wojewódzki szpital. Zerkając na kalendarz zrozumiałem, że dwójka dziewczynek, które miała urodzić Monika pośpieszyły się o dwadzieścia dni. Całując żonę w skroń zająłem to samo miejsce i spojrzałem w stronę mężczyzny, który wsunął na nos okulary i zanim włączył dyktafon, upił łyk herbaty. 

OM: Nie czujesz się zazdrosny, że dziennikarze i fotografowie bardziej zaczynają się interesować Twoją, piękną i bardzo zdolną żoną?

KS: Sara w prosty sposób odciążyła mnie od długich wywiadów, niekończących się sesji i uciekania od tłumu ludzi z kamerami i mikrofonami, za co bardzo jej dziękuję. 

OM: Chodziliście do tego samego liceum, mieszkaliście niedaleko siebie, ale wpadliście na siebie w ciszy małej kawiarni, potajemnego ciasta i kawy, jak to wyglądało? 

KS: Odkąd pamiętam w kawiarni mojej cioci spotykałem samych znajomych ludzi, Ząb nie jest ogromną miejscowością i zazwyczaj wszyscy się znali, ale tamtego dnia zobaczyłem ją po raz pierwszy, uczyła się do matury z rozszerzonej geografii, a ja bardzo uwielbiałem ten przedmiot. Jako dobry człowiek postanowiłem jej pomóc i serce zabiło mi szybciej, kiedy spojrzała na mnie tymi ciemnoniebieskimi tęczówkami pozostawiając mnie z gęsią skórką. 

OM: Jaka jest Twoja żona?

KS: Kochana, malutka osoba. Każdy by mógł powiedzieć, że jestem za chudy i za niski, ale proszę spojrzeć na nią. *zerknąłem w jej stronę* Jestem w stanie zjeść jej przesoloną zupę, a ona myśli, że naprawdę mi smakuje *mrugnąłem do niej* Ma milion pomysłów na minutę, ogląda ze mną mecze, przybija gwoździe i chciałaby naprawiać ze mną samochód. Totalnie zakręcona i mega fajna. 

OM: Tylko pozazdrościć, ale podobno przyczyniłeś się do tego, że zamiast pierwszej czwórki na wadze ona widzi już piątkę? 

KS: No cóż, sama usiadła na moich kolanach w bujanym fotelu i wzięła mnie za Świętego Mikołaja *poklepałem się po gładkich policzkach* A ja zawsze słucham o co prosi i spełniam jej marzenia. Trochę nam nudno w dwójkę, więc szesnastego września będę bardzo szczęśliwym człowiekiem.

OM: Gratuluję Wam, zdradzisz nam coś więcej niż Sara? 

KS: Zabroniła mi mówić, ale lubię łamać zasady *przesłałem jej buziaka* Powiem tylko tyle, że nie chcieliśmy być gorsi od Moniki i Gregora Schlienezauerów, również będziemy mieć dwójkę dzieci. 

OM: To podwójne gratulacje *spojrzał na nas uważnie* Teraz będę jak prawdziwa kobieta, Kamilu. Powiedz mi, kiedy wzięliście ślub i przy jakiej piosence był Wasz pierwszy taniec?

KS: Zabijcie mnie, a nie powiem *zaśmiałem się głośno* Żartowałem tylko, Saruś. Nasz ślub odbył się w czerwcu, jedenastego czerwca i zatańczyliśmy przy utworze ''Za szkłem", który wykonują Bracia.

OM: Wywiad prawie dobiegł końca, ale co chciałbyś jej teraz powiedzieć?

KS: Saro, jesteś całym moim światem, nic oprócz Ciebie nie jest ważne, jesteś moim początkiem, przebudzeniem i snem. *zacytowałem słowa z piosenki* Kocham Cię i nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, że tyle lat już ze mną wytrzymujesz. *oddałem mikrofon i mocno się w nią wtuliłem szepcząc, że musimy jechać wspierać jej siostrę i szwagra, którzy owocnie dali sobie drugą szansę*



Po prostu DZIĘKUJĘ ❤!

niedziela, 4 marca 2018

rozkosz dziesiąta

Chciałam krzyczeć, walczyć, tłuc i bić z całych sił, a jedynie zdecydowałam się na jeden pewny krok, kiedy nacisnęłam srebrną klamkę, wyplątałam się szybko z pasa, i zostawiłam go samego w samochodzie, kierując się w stronę najbliższego parkingu leśnego. Ze wszystkich stron kąsały mnie nerwy i świadomość naszej najbliższej przyszłości. Nie wiedziałam co będzie dalej, wszystko co zaplanowaliśmy rysowało się przede mną w pesymistycznych, odciągających wzrok barwach. Ciemne kolory oblały mój świat, jakby ktoś stanął nade mną i wylał kilka litrów czarnych farb. Naciągnęłam na głowę kaptur, nie przejmowałam się mrozem, silnymi podmuchami wiatru i śniegiem zdobiącym powoli uliczki związane z nazwami owoców; nie patrzyłam przed siebie, nie chciałam widzieć jak się we mnie wpatruje, a same oczy próbowałyby się kajać, moje emocje pomieszane ze słonymi łzami skapywały w równomiernym tempie, zdobiąc skrócony akt małżeństwa mojego męża i jego pierwszej żony, którą jak się okazało nie byłam ja. Obniżająca się temperatura odbierała każde ciepło, szalik powoli zsunął się z szyi, a ja pociągnęłam mocno zębami i pozbyłam się dwóch rękawiczek; nie przejmowałam się moją słabą odpornością, z którą borykałam się od dzieciństwa, kiedy biologiczna matka nie porzuciła mnie w oknie życia, lecz przy koszu na śmieci w parku, gdzie zostałam odnaleziona przez przypadkowego pijaczynę, który wracał do życia po kilku dniach balowania. Chciałam się rozchorować, nie znaleźć odpowiedniego lekarstwa, nie wyzdrowieć i odejść z tego świata, zostawiając go z poczuciem winy. W tej chwili czułam się, jak Oskar z uwielbianej lektury, który szukał zrozumienia u rodziców, jak róża, która chciała być najważniejsza przez całe życie albo kochanka porzucona chwilę przed powrotem tej, która nosiła nazwisko twojego ukochanego i chciała mieć z nim gromadkę dzieci. Czy nie zasłużyłam sobie na prawdę? Czym zawiniłam? Co mu zrobiłam, że przez sześć lat, które przeleciały jak przez palce nie zdecydował się na szczerą rozmowę? Przemierzając długi czerwony dywan w białej sukni, która kilkukrotnie plątała mi się pod nogami wierzyłam, że będę pierwszą kobietą słyszącą z jego ust słowa przysięgi małżeńskiej. Znałam historię o byłej narzeczonej; na początku nie zostałam zaakceptowana przez jego najbliższych, ale dlaczego tamtego czerwcowego dnia wszyscy odgrywali swoją rolę krok po kroku? Dławiąc się łzami, podarłam dokument na małe strzępy, jak robiłam to z kartkówkami, które nie miały dobrych ocen i wstając szybko z zimnej ławki, zaczęłam machać na okazję, jednocześnie pokazując mu środkowy palec z zaręczynowym pierścionkiem, przekazywanym w jego rodzinie z pokolenia na pokolenia od końcówki XIX wieku, kiedy najważniejsze pytanie usłyszała drobna rudowłosa kobieta z zielonymi tęczówki z ust swojego ukochanego, który był dla Kamila prapradziadkiem. 

-Nie zachowuj się jak dziecko. -zostałam mocno złapana za rękę, aż poczułam ból w łokciu, z którym jako nastolatka miałam problem. -To Ciebie kocham ponad wszystko, Sara. 


-Jeżeli kogoś się kocha, to nie wolno okłamywać tej osoby. W miłości najważniejsza jest prawda, a jeżeli ty nie wspomniałeś o takiej ważnej sprawie ze swojego życia, to ja nie potrafię brać Cię od dzisiaj na poważnie, zostaw mnie. -popchnęłam go, mierząc wściekłym wzrokiem; gdybym mogła zmieniać się z człowieka w zwierzę, rozgryzłabym go jak wilk swoją ofiarę. -Odejdź, no już! 


-To przeszłość, rozumiesz? Nienawidzę wracać do dawnych czasów i rozdrapywać starych ran. -nie rezygnując znowu mnie dotknął; użył mniej siły i delikatnie złączył nasze palce. 


-Byłam z Tobą szczera od początku, podzieliłam się z Tobą wszystkimi sekretami, wiesz o mnie wszystko, a co dostaję w zamian? Tchórza, który nie potrafił powiedzieć swojej żonie, że wcześniej był już w jednym związku małżeńskim. Kamil, nie oczekiwałam od Ciebie zbyt wiele, chciałam tylko prawdy, której nie potrafiłeś mi dać. -wypowiedziałam w pośpiechu, a kiedy zatrzymał się przy nas granatowy terenowy samochód; brat bliźniak mojego, wsiadłam bez zawahania i chciałam dostać się na niewielki parking dla gości hotelu, aby zasiąść za kierownicą swojego Jeepa z dwutysięcznego jedenastego roku. 



'czasem trzeba przemyć oczy łzami, aby widzieć lepiej'

Przed opuszczeniem murów domu dziecka usłyszałam ważne słowa, które potrafiły do mnie wrócić w każdej chwili. Miałam być twarda i przyrzekałam, że nigdy nie będę płakać; do tej pory wylewałam łzy szczęścia, kiedy dostałam wymarzoną pracę, mały pokój na poddaszu z widokiem na obszerny park z małym stawem i po zdobyciu serca należącego do cudownego mężczyzny, który potrafił poprawić mi humor samym śmiechem, a ja wsłuchując się w ten dźwięk, niedostępny dla niektórych, marzyłam o tym, aby nasz syn śmiał się identycznie, zdobywając pierwsze kroki, wypowiadając najprostsze słowa lub zakochując się na zawsze w jednej kobiecie. Ze schowaną twarzą między poduszkami dławiłam się coraz mocniej łzami, jeden świstek nieważnego dawno papierku odebrał mi więcej energii niż całe dwudziestosześcioletnie życie, które częściej zdobywałam z trudem niż dziecięcą beztroską. Podnosząc się powoli z miękkiego koca otworzyłam wielką szafę postawioną naprzeciwko łóżka tak, abyśmy z tej perspektywy mogli widzieć się w wiecznie lśniącym lustrze. Od razu przypomniałam sobie moment, w którym znaleźliśmy ostatni mebel, którego brakowało w naszej sypialni, a właściciele jedynego firmowego sklepu w pobliżu rozłożyli ręce, tłumacząc nam, że dany model nie zostanie więcej wyprodukowany, lecz krótko przed pierwszym dniem wiosny przed domem zaparkował ciężarowy samochód należący do wujka Kamila, a w środku znajdowała się biała szafa wykonana własnoręcznie przez mistrza mieszkającego w Zakopanym. W pośpiechu zdjęłam wszystkie wieszaki z moimi ubraniami rzucając je na środek niewielkiego pokoju. Nie mogłam dłużej zostać w pierwszym domu, którego nie musiałam dzielić z obcymi mi ludźmi; jako porzucone dziecko nauczyłam się akceptować wszystkich wokół nie zwracając uwagi na ich wygląd czy status materialny, lecz przekraczając próg naszego domu poczułam, że nareszcie mogę być bezpieczna i niepostrzegana jako ta pochodząca z bidula lub przypadek, który nie miał prawa powstać. Moją jedyną rodzinę stanowił świętujący w tym roku trzydzieste urodziny mężczyzna, był mój i każdej nocy obiecał, że zawsze będzie obok mnie i zrobi wszystko, abym mogła na starość powiedzieć naszym wnukom oraz prawnukom, że miałam szczęśliwe życie przy boku idealnego człowieka bez wad, bez skazy i jakichkolwiek błędów. Kładąc się na ciemnych panelach zrozumiałam, że to koniec mojej wizji o pięknej przyszłości, zepsuło nas jedno kłamstwo, które według mojego męża i jego najbliższych nie powinno zobaczyć światła dziennego napotykając po drodze kobietę z bagażem emocji, zauroczeniem do baletu i kilkoma tatuażami za dużo. Dotarło do mnie to, że oprócz niego nie miałam nikogo więcej; poczułam się, jakby ktoś odebrał mi tlen, wręczył strach i kazał samej znaleźć się wśród obcych osób, których obecność byłam w stanie znieść tylko ze starszym o cztery lata skoczkiem narciarskim. Czy ta jedna tajemnica odebrała mi normalne funkcjonowanie i spostrzeganie świata? Zaczęłam cała się trząść, bo wiedziałam, że teraz trudno będzie mi iść w lewo lub w prawo, a co dopiero spełniać marzenia, osiągać cele, których było naprawdę pełno. Depresyjnie go tutaj potrzebowałam, ale nie chciałam wybierać jego numeru, słuchać łamiącego się powoli głosu i depresyjnej prośby o powrót; w pośpiechu wystukałam dziewięć liczb, których na pamięć nauczyłam się w Tokio, kiedy moja siostra profesjonalnie miała odebrać mnie samą i odkryć, kto każdego dnia wysyła mi wiadomości związane w najintymniejszy sposób z moim mężem. 

-Monia, przyjedź do mnie, bo nie umiem walczyć w pojedynkę, bardzo potrzebuję Twojego wsparcia, siostrzyczko. -nagrałam się na pocztę głosową i oparłam się o łóżko, zerkając na kulę ziemską, która służyła nam jako lampa nocna. 

'samotność to taka straszna trwoga'

W największej rozsypce życiowej przypomniałam sobie, jak w hotelowej recepcji prawie wpadłam na osobę, która nie mogła dowiedzieć się o naszej relacji zrodzonej z cotygodniowych pomocy naukowych; gdybym należała do bardziej odważnych kobiet przyznałabym się jej do wszystkiego, opowiedziała ze szczegółami, co robi jej przyszły mąż z tegoroczną maturzystką w tym samym pokoju od wielu miesięcy. Nie byłam jednak w stanie rozebrać się z mojej tajemnicy do naga i pozbawić się tej adrenaliny, która towarzyszyła mi podczas długich nocy. Odwróciłam się do okna, dając przy okazji znak mojemu kochankowi, aby się wycofał. Ewa podsuwając młodemu pracownikowi moje zdjęcie nie zidentyfikowała tajemniczej brunetki, które jej narzeczony zabrał mi ostatniego wspólnego ranka, kiedy znalazł jedną z wielu kopii znajdującej się przez wiele lat w moim paszporcie, dowodzie osobistym i prawie jazdy, które podarowało mi całkowitą samodzielność. Tydzień później Kamil był wyłącznie mój, a gwarancja, że kiedyś znajdziemy nasze miejsce na Ziemi dała mi nadzieję, że to zapewnienie nie było kłamstwem, lecz najpiękniejszą prawdą. Zapinając błękitną jak jego oczy koszulę wiedziałem, że mój tusz wchłonie się w nią i zostanie moją pamiątkę po niewyobrażalnym bólu dostarczonym od niego i tej, która anonimowo pisała mi nazwę perfum mojego ukochanego i streściła sen, który mógł mu towarzyszyć w krainie Morfeusza, bo niejedno dziecko zazdrościłoby mu tych wrażeń po najczęściej ośmiu godzinach wypoczynku; on naprawdę potrafił być wtedy samochodem, postacią z bajki albo kimś z innej epoki. Uwierzyłam w te wiadomości, jak w Świętego Mikołaja i wysłałam na największą misję baletnicę z urazem, dla której musiałam jedynie wygrać konkurs, gdzie nie miałam konkurencji. Po usłyszeniu cichego pukania, nie zważając na mój niezbyt przekonujący wygląd otworzyłam drzwi, czując jak tak samo niska brunetka przytula się do mnie, jakby właśnie chciała uratować kogoś ważnego przed końcem świata.

-Chyba nadaję się na psychologa, bo niedawno na tym ramieniu wręcz wypłakał się jedyny w swoim rodzaju mistrz nart. -odezwała się dopiero, kiedy postawiła przede mną kubek jaśminowej herbaty, od której miałam zrobić dłuższy odwyk, ale potrzebowałam jej, jak narkoman swojej codziennej, dokładnie wymierzonej dawki. 

-Masz moc przyciągania. -wymusiłam uśmiech, który przypominał grymas obecny na fotelu u znienawidzonego dentysty. -Dziękuję, że tutaj jesteś. 

-Mam Ci tyle pytań do zadania, nie znam wielu odpowiedzi, nie wiem o Tobie podstawowych rzeczy. -usiadła na blacie gniotąc ręcznik papierowy. -Chciałabym wiedzieć, czy tak samo jak ja masz uczulenie na sierść i truskawki, czy jesteś również leworęczna, czy kochasz poniedziałki albo nienawidzisz, i wręcz plujesz zupą ogórkową, ale na to przyjdzie czas, bo jesteśmy piękne oraz młode. -zeskoczyła szybko i zaczęła głaskać moje proste włosy. -Kamil, popełnił błąd, ale nie możesz go skreślić, bo wspólnie zawalczymy o nasze małżeństwa. 

-O co zawalczymy? -oparzyłam się z wrażenia słodką herbatą. -Niewiele o Tobie wiem, bo również mam nieskończenie wiele pytań. Tak samo jak ty chcę wiedzieć, czy wolisz pracować w nocy niż w dzień, czy masz wadę wzroku w prawym oku i nie tolerujesz smaku rodzynek, ale tym ostatnim zdaniem odebrałaś mi możliwość racjonalnego myślenia. 

-Może nie noszę obrączki, nie mamy takiego długiego stażu jak Wy, ale od dziesięciu miesięcy jestem żoną samego Gregora Schlierenzauera, z którym czasami mamy większe zgrzyty niż Ty ze Stochem. -zachichotała powodując większe zdziwienie niż przed sekundą. -Mamy gust do skoczków narciarskich, ale to Ty masz szansę uratować Was przed rozwodem, natomiast ja jestem z moim mężem w separacji i jakby tego było mało, spędzam z nim kilka nocy w miesiącu. 

Poczułam się jakby ktoś zanurzył moją głowę w wodzie i nie chciał mnie puścić. Przez informację z życia prywatnego mojej siostry miałam wrażenie, że robiąc krok na linie spadam w dół, gdzie nie ma żadnego ratunku. Teraz zrozumiałam, że obydwie lubimy problemy, wieczny chaos, a mój związek z Kamilem opierający się od początku na spotkaniach w poniedziałki przed rozpoczęciem moich zajęć lekcyjnych i w piątkowe wieczory co trzy tygodnie nie był połączeniem takich kłopotów pozostających często bez wyjścia. My byliśmy w stanie zaryzykować, obecnie mocno żałować i odczuwać, że serce mam zarysowane. Oni natomiast musieli walczyć ze sobą na prywatnych spotkaniach z psychologiem i udawać, że od dnia ślubu nic się nie zmieniło, kiedy brunetka przekraczała próg jego pokoju na zawodach w Polsce lub za granicą. 

-Zrozum, że o Was warto zawalczyć, a my więcej gramy, niż żyjemy. Gregor ma kochanki w każdym zakamarku świata, ja również żyję w związku z aktorem teatralnym i zastanawiam się, czy przypadkiem nie zamienić zagranicznego nazwiska znowu na polskie. -westchnęła i wyjęła spod bluzki naszyjnik z przypiętą obrączką. -Tylko ten kawałek metalu nas łączy i wydaje mi się, że nic więcej, a Ty z Kamilem macie piękną przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, która może dostarczyć Wam wielu wrażeń i wspomnień. -zaczęła przyglądać się swojej bransoletce. -Tylko ty pasujesz na panią Stoch, kochana, więc wykorzystaj szansę, że już nosisz to nazwisko i nie próbuj jej zmarnować, bo mój szwagier to naprawdę fajny człowiek, który potrzebuje dziewczyny podobnej do Phoebe Tonkin niż zwykłej fotografki. 



epilog planuję w innej formie
mówiłam, że Sary będzie stanowczo mniej
życie potrafi być zaskakujące

sobota, 17 lutego 2018

rozkosz dziewiąta

Po wyjściu z restauracji zaciągnęłam się zimowym, ostrym powietrzem i nie zważając na silny wiatr stałam na schodach, trzymając w dłoniach czapkę pochodzącą ze sklepu mojego męża; człowieka, który na samym początku życia uczuciowego spędził trzy lata z uśmiechającą się szeroko blondynką osiągającą swój mały sukces. Pozbyłam się unoszącego w każdym kącie lokalu nieprzyjemnego zapachu tłuszczu, na którym smażyli boczek podawany z musztardą lub chrzanem; zmęczona zeskoczyłam ze śliskich schodów, spoglądając na otwartą torbę, a w niej odbijające się w świetle księżyca dwie koperty, nieróżniące się od siebie, jak ja i starsza o kilka minut Monika. Uważając pod nogi przeszłam ostrożnie ścieżką w stronę oświetlonej skoczni, mocniej ścisnęłam pasek od długiej czarnej kamizelki, który podkreślał moje wymarzone pięćdziesiąt dziewięć centymetrów w talii. Po przywitaniu z trenerem, spojrzałam wysoko, śledząc jego sylwetkę w locie; przyglądając się jego pasji wiedziałam, że na całym świecie istnieje wiele dzieci, którzy chcieli być tacy sami, jak Kamil i niektórzy mimo młodego wieku starali się już go naśladować, mężczyźni zazdrościli mu wrodzonej przystojności, którą oczarowywał kobiety, natomiast płcie piękniejsze marzyły o podobnych albo takich samych wymiarach, jakie posiadał niezmiennie od lat. Nie zdążył zdjąć nawet kasku, rozsunęłam jedynie szybkę, aby zobaczyć najpiękniejszy odcień błękitu i jak najszybciej odnalazłam jego wargi, pasujące do moich od pierwszego pocałunku za kawiarenką jego cioci w półmroku i z obecnością mrozu przekraczającego dwie liczby. 

-Nie całuj się z kosmitą, bo źle na tym wyjdziesz. -rozdzielił nas Żyła, przeciskając się między nami z nartami. 

-Piotruś, nie możesz mi tego zabronić i przestań czytać dzieciom tyle fantastyki, bo za chwilę nie będziesz odróżniał świata fikcyjnego od rzeczywistego. -musnęłam ponownie wargi męża i dotykając jego obrączki puściłam go na ostatni skok.

-Zgadzam się z Sarą. -poczułaś rękę Kota na swoim biodrze. -Tylko mój starszy kolega ma trochę racji, widzisz namieszał ci w głowie, podarował pocałunek i uciekł do swojego statku kosmicznego. -zadrżałam, kiedy ciemne tęczówki znajdowały się zaledwie kilka milimetrów przede mną.

Zrobiłam kilka kroków do tyłu, poprawiłam różowe futerko na kapturze i pozwoliłam mu się oddalić; nie mogłam pozwolić, aby wróciło coś, co miało się zbudować między nami w przeszłości; dlaczego się nie udało? Mury między nami popękały, był prawdziwym przyjacielem, ale nie chciałam między nami innej miłości niż tej, która zaczęła się między nami po kilku tygodniach wspólnego dzielenia ławki; był dla mnie jak brat, ja dla niego jak siostra i tyle nam wystarczyło. Oderwałam wzrok od niego skupionego na rozmowie z trenerem i zobaczyłam na belce bruneta, na którego przelałam każdą kroplę gorącego uczucia, które ominęło Maćka. Widziałam jak spojrzał w ciemne niebo, przyglądając się gwiazdom, które często podziwialiśmy we wspólne weekendy na małej werandzie. Następnie zrzucił śnieg z belki, dotknął symbolu naszej miłości, przeżegnał się udowodniając, że kolejny lot dedykuje również Bogu i uśmiechając się do mnie, wystartował w momencie, kiedy na ekranie pojawiło się mocne zielone światło. Byłam pewna, że w tamtym momencie na górze krzątał się w swoim rodzinnym domu, naszych własnych stu metrach kwadratowych, które wybudowaliśmy rok po ślubie; był przy rodzicach, siostrach, dziadkach i również gdzieś ja znalazłam swoje miejsce, nazywana przez niego jako kobieta jego życia, miłość, diament, duma, a także przyjaciółka, kochanka oraz żona w jednej osobie. 


'potrzebujemy siebie, aby dalej trwać'


Umiejętnie rozdzielałam gęste rzęsy czarnym, wodoodpornym tuszem; odsunięty talerzyk po cieście, upita połowa kawy i torba ze strojem kąpielowym oznaczała, że całe popołudnie i wczesny wieczór spędzę w roli ratownika na pobliskim basenie, gdzie mimo niewielkiej liczby mieszkańców pojawiały się tłumy. Wychodząc z małej kawiarenki i trzymając stos starszych ode mnie książek, które miałam oddać w bibliotece znajdującej się na trzecim piętrze, zrozumiałam, że miejscowość w powiecie tatrzańskim zawsze będzie bliska mojemu serca i nawet, gdybym zamieszkała w samym centrum stolicy, w apartamencie nad morzem albo kupiła dom za granicą, nic nie zastąpi Zębu, gdzie oprócz mnie i mniej popularnych osób, urodził się mistrz świata, trzykrotny mistrz olimpijski oraz dwukrotny zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni w skokach narciarskich Kamil Stoch. Przed wejściem do szatni związałam długie włosy w dwa warkocze i uśmiechając się do szefa, zaczęłam przebierać się w małej przymierzalni. W tej fryzurze przypominałam siebie sprzed lat; kiedyś usłyszałam, że urody powinien pozazdrościć mi każdy, a ja nie lubiłam, kiedy mając na karku prawie dziewiętnaście lat ludzie traktowali mnie, jak niepełnoletnią dziewczynkę, której nie wolno sprzedać wina albo nalewki na wieczór ze swoją przyszywaną babcią. Zanurzając stopy w ciepłej wodzie, zapięłam gumowy zegarek i obserwowałam dwie grupy dzieci, które kończyły zajęcia grupowe, wodziłam wzrokiem za nastolatkami zaczynającymi od dzisiaj lekcje indywidualne, na seniorów i kilku młodych mężczyzn znających się jakby od kilkunastu lat, bo co chwilę słyszałam ich śmiech oraz urywki żartów. Zerkając na lewo zauważyłam kolejkę ustawiającą się do starszego mężczyzny, którego anonimową miłością obdarzała właścicielka domu na zakręcie jednej z trzech najbardziej znajomych ulic; przypomniałam sobie jak każdego wolniejszego wieczoru opowiadała mi historię związaną z brodatym, siwiejącym i najdłużej pracującym recepcjonistą na pływalni. Rozdawał właśnie grupie przedszkolaków i ich rodzicom numery umieszczone na srebrnych brelokach. 

-Pani ratownik! -usłyszałam przeraźliwy krzyk jednego z chłopaków, który jeszcze przed chwilą kończył swój popisowy suchar. -Mamy pierwszego topielca, kolega oddalił się od nas i chyba przeliczył swoje możliwości. 

-Trzeba było nie zostawiać go samego. -skoczyłam do chlorowanej wody i czując ciepło rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa pojawiłam się przy brunecie, który odwrócony był do mnie tyłem; nawet jako nieprofesjonalistka określiłabym prędko, że nie potrzebuje żadnej pomocy, dotykając palcem jego mokrego ramienia, westchnęłam głośno. -Wiesz, że w tej chwili mogłabym być potrzebna komuś innemu, to tak jakbyś zadzwonił po pogotowie bez potrzeby. 

-Nagle zakuło serce i obawiałem się, że się tutaj utopię. -odwrócił się, a ja zobaczyłam znajomą twarz; przeczesał palcami dłuższe kosmyki włosów, które przykleiły mu się do szyi i mierzył moje ciało w dwuczęściowym czerwonym stroju, zakupionym na początku wakacji, kiedy dostałam szansę na nowy, mały początek w życiu bez domu dziecka w tle. -Hej. -szepnął i łapiąc mnie za biodra pociągnął za niewielki murek utworzony z błękitnych kafelek; po chwili połączył swoje wargi z moimi, a ja jakby w transie pogłębiłam pocałunek, nie przejmując się, że mój pracodawca zobaczy mnie na nagraniu, zazdrosna koleżanka zrobi zdjęcie albo ktoś z mieszkańców rozpozna tego, którego właśnie przybliżyłam do siebie, zaplatając na jego gumce od spodenek nogi. 

'Jak długo to trwało?
Jak długo tak się skradałeś?'

Bawiłam się przyczepionym do saszetki z lekami i najpotrzebniejszymi kosmetykami białym misiem w zielonej koszulce. Kofeiną z odrobiną mlekiem próbowałam wybudzić się z krótkiego snu i zapomnieć, jak biała kołdra w różowe kwiaty otulała moje drobne ciało, powodując ciepło porównujące do torsu mojego męża, w który wtuliłam się tuż po ułożeniu głowy na poduszce. Z wyciągniętymi nogami na kolanach Kamila drżałam za każdym razem, kiedy przykładał filiżankę do ust, uśmiechał się na zapach czarnej jak smoła kawy i pił ją spokojnie, jakby to była moja ulubiona jaśminowa herbata, od której postanowiłam zrobić sobie mały odwyk trwający od całej doby. To była jedyna kwestia nieakceptowana w człowieku, który nie oddalał się ode mnie od pierwszego niespodziewanego pocałunku. Miałam mdłości na samą myśl, jak smakuje ciecz zrobiona z dwóch czubatych łóżeczek, w dodatku zupełnie nieposłodzona. Nie przeżyłabym nawet jednej takiej porcji, a on pijący espresso dwa razy dziennie przyprawiał mnie o największe dreszcze i zgrzytanie zębów. Na mój morderczy wzrok zareagowała siostra, która przysiadając się do nas, zdecydowała się na pierwszą konfrontację ze swoim szwagrem, podsuwając mu pudełko. 

-To na przeprosiny, domowej roboty pizza. -uśmiechnęła się, zakładając niesforny kosmyk krótkich włosów za ucho; przed opuszczeniem jej pokoju pomagałam ze zdjęciem przypinki, która nie różniła się od naturalnego koloru brązu. 

-Dziękuję, Monix. -spojrzał do środka, oblizując wargi. -Na pewno jest bardzo pyszna, skosztuję w drodze do Zakopanego. -Gdyby nie Twoja nowa fryzura, wyglądacie identycznie nawet bez obrączki na Twoim palcu i tatuażu z datą naszego małżeństwa na nadgarstku. 

-Na moje czerwone papryczki. -usłyszeliśmy jęk Żyły, który stojąc we wejściu, nie mógł się ruszyć. -To tylko sen, Piotrusiu, obudź się, bo śnisz już podwójnie o żonie swojego przyjaciela. -uszczypnął się kilkukrotnie w dłoń, robiąc czerwony ślad. -Jasna cholera, mam omamy. Justynko, uratuj swojego męża! -zadrżał mu głos i znowu zerknął w stronę stolika, który od naszego pobytu w tym miejscu najczęściej zajmowaliśmy tylko my. 

-Spokojnie, bo upuścisz swoje pyszności. -zaśmiałam się, a prawie trzydziestoletni mężczyzna z niewinnym wzrokiem bawił się moimi falbankami od białych skarpetek, dotykając czasami mojej skóry. -Jesteśmy dwie, zrób trzy razy wdech i wydech, Piotrek. 

-Co jeszcze ukrywasz przed nami, Saro? -usiadł i gryząc pikantny przysmak, zadał pytanie, które powinien skierować do kogoś innego, kto mimo obecnego szerokiego uśmiechu, miłości, ukrywał coś, co miało zmienić kolorowy świat w jedną wielką ciemność. 

'Moje myśli o tym, że nadal będziesz moją motywacją, planem'

Ze spokojem zerkając na męża, poczułam ogromną ulgą; wróciłam do niego, do naszego życia na walizkach, za którym tęskniłam każdego dnia w Tokio. Patrzyłam jak wpisuje nazwę hotelu w GPS, a ja opierając głowę o miękki zagłówek, spojrzałam na tylne siedzenie; poszukując tego samochodu, obiecaliśmy sobie, że za kilka lat nie będę podróżowała z przodu, lecz pomiędzy fotelikami z naszymi pociechami. Powiększenie rodziny było naszym obowiązkowym punktem, kiedy miałam osiągnąć najważniejsze tytuły. Poprawiając usta ciemnym odcieniem beżu przypomniałam sobie hotel, w którym uwielbiałam śniadania składające się z konfitur i koszyka pieczywa. Spoglądając jak dwudziestodzięwieciolatek wystukuje palcami rytm na kierownicy, zajrzałam do torby, wyjmując z niej dwie koperty, których zawartości obawiałam się najbardziej w życiu. W pierwszej z nich znalazłam zdjęcia; spojrzałam na przytulającą się parę, całującą i trzymają się za dłonie, nie były one przerobione, więc była ukochana bruneta nie musiała nawet wynajmować doświadczonego lub uczęszczającego do technikum informatyka. Lekko drżącą ręką wyjęłam dokument; nie widziałam wcześniej papieru tej wielkości i o takim kolorze, dlatego jako coś nieznajomego wzbudziło moje zainteresowanie. Niecierpliwie rozłożyłam go i podążając wzrokiem za palcem z obrączką, nie mogłam złapać oddechu, jakbym od dziecka chorowała na astmę, z którą borykał się Schlierenzauer. 

-Rzeczpospolita Polska, województwo małopolskie. -wyszeptałam przez łzy. -Urząd Stanu Cywilnego w Zakopanym, skrócony akt małżeństwa. -spojrzałam na męża, który zahamował niespodziewanie, skręcając na parking. -Do jasnej cholery, co to ma być, Kamil?!


z tym opowiadaniem jest tak, że potrzebuję odpowiedniej ilości Stocha w tv
czekają na Was albo dwa rozdziały+epilog, albo jeden rozdział+epilog
ten, kto mnie zna, to wie, że czasami drama musi być 
psuję, bo od czasu do czasu lubię

środa, 31 stycznia 2018

rozkosz ósma

Wschód słońca o siódmej trzydzieści jeden nakazał pożegnać się z bezpieczeństwem jego ramion i ciepłem krótkiego koca; w ten sposób kwadrans przed ósmą niewyspana mieszałam plastikową łyżeczką wrzątek w białej filiżance ozdobionej przez drobne, własnoręcznie namalowane kwiaty. Próbowałam zapanować nad zmęczeniem i zażenowaniem, w dalszym ciągu miałam przed oczami obraz polskich skoczków, którzy byli obecni w najbardziej intymnym momencie naszego życia. Poprawiając pachnące jagodami włosy wiedziałam, że nie obejdzie się od komentarzy i pytań związanych z powiększeniem rodziny, którą tworzyliśmy od tamtego czerwcowego dnia. Do tej pory niezbyt miło wspominam poranek przed ślubem; długo żyłam w przekonaniu, że nasz termin przypadł na piątek trzynastego albo jego niedoszła żona w gorliwej modlitwie wyprosiła o każdy przytrafiający się pech na poddaszu rodzinnego domu byłej malarki, która wynajmując mi swój jeden z siedmiu pokoi zaczęła traktować mnie jak własną wnuczkę. Co tak naprawdę się stało? Moje włosy przez większość życia miały zły dzień, nie chciały się układać, ale nawet najlepszej fryzjerce nie udało się ich uratować, a ja mogłam zapomnieć o lśniących falach; do ołtarza szłam w prostych i uczesana byłam w tak zwaną 'agatkę'. Suknia zakupiona równy tydzień wcześniej zaczęła mieć zagniecenia w nieodpowiednich miejscach. Od paznokci pomalowanych na jasny róż odkleiły się małe cekiny mieniące się na różne kolory, a krwistoczerwona szminka zaginęła tuż po włożeniu jej do czarnej kosmetyczki. Zła i nieprzygotowana biegałam w kremowym szlafroku trzy godziny przed wyjazdem do kościoła, a w chwili przyjazdu niebieskiego samochodu zamiast przeglądać się ostatni raz w lustrze lub oddychać spokojnie, wpinałam kolejną złotą spinkę i czułam jak moja świadkowa męczy się z zapięciem drobnych perełek. Po wejściu pana młodego przestałam myśleć; gdybym miała wziąć udział w ankiecie nie wiedziałabym na jaki kierunek chodzę w krakowskiej szkole artystycznej albo jak brzmi moje drugie imię, które lubiłam ze względu na starszą zakonnicę opiekującą się mną przez całe dzieciństwo. Do tej pory pamiętam, że była dla mnie najbliższą osobą aż do ostatnich swoich dni, przypominała mi ulubioną aktorką - Meryl Streep i nakazała walczyć o względy u tego nieznajomego chłopaka z kawiarenki. 

-Witam najseksowniejszą kobietę, która zajmuje drugie miejsce zaraz po mojej żonie. -do rzeczywistości wróciłam wraz z chwilą, kiedy Żyła postawił swoją tacę ze śniadaniem tuż obok. -Muszę przyznać, że jesteście bardzo odważni, przecież mogli Was nakryć nawet jego fani. -szturchnął mnie w ramię i zaczął kroić czerwoną paprykę. 

-Nikt inny nas nie nakrył, przecież nie musisz tego przede mną ukrywać, Piotruś. Doskonale wiem, że twoim największym idolem jest mój mąż i nic ani nikt tego nie zmieni. -podałam mi śmietankę do kawy i uśmiechnięta spróbowałam mokki, którą zaproponował mi uczeń liceum dorabiający sobie w ferie. 

-Rozgryzłaś mój największy sekret, jak mogłaś mi to zrobić? -oburzony odwrócił się do mnie tyłem i wciągnął na głowę kaptur. -Foch forever, Sara. 

-Wiedziałam to od początku. Idź poszukaj swoich kolegów, bo za chwilę wszystko im zjem. -odebrałam porcję kanadyjskich naleśników polanych syropem klonowym. 

-Widzę, że masz już pierwsze zachcianki. -poruszył brwiami i nadział na swój widelec niewielki kawałek. -Mimo tej niespodziewanej wizyty Kamil wcale się nie zestresował, bawicie się już bez zabezpieczeń? 

-Spadaj, bo za chwilę usiądziesz z Gregorem. -spojrzałam na skoczka, który posłał w moją stronę hollywoodzki uśmiech, od którego nastolatkom mogły zmięknąć kolanka. -Szybciutko, Żyła, bo inaczej to ja będę miała foch forever. 


'może ciepło twoich ust, może echo twoich słów, ukołyszą mnie do snu'

Każdy oceniłby mnie tak samo; młoda i piękna, której do pełni szczęścia brakuje pieniędzy, a także sławy młodego skoczka. Dla wielu był młodym chłopakiem spełniającym najskrytsze marzenie, dla innych był tym, który zamienił małyszomanię na stochomanię, pozostałym serwował największe emocje wyrywając kibiców często z fotela, a dla dziewczyny żegnającej mury domu dziecka był po prostu znajomym tłumaczącym w sposób logiczny ulubiony przedmiot. Jako osiemnastolatka zauroczyłam się nim od pierwszego wejrzenia i słowa; szukałam go później między ludźmi na zakupach i tych śpieszących się do pracy. Nie znałam jego imienia, ale wystarczyło, że nocą zamykałam oczy i od nowa widziałam intensywne spojrzenie błękitnych tęczówek, szeroki uśmiech i oliwkową bluzę, którą naciągał na dłonie. Nie zrezygnowałam z niego, kiedy zobaczyłam go szczęśliwego z narzeczoną; ona wybierała suknię ślubną i dawała mu kawowe ciasto, on natomiast czule dotykał jej lewej dłoni, a także zgarniał jasne kosmetyki, które zakładał za ucho bez kolczyków. Wychodząc tamtego wieczoru ze 'Słodkiej Zemsty' przyrzekłam sobie, że nie chcę być dla niego jedynie przyjaciółką, która raz w miesiącu odwiedzi ich w domu i będzie przypatrywać się młodemu małżeństwu. Żyłam z nadzieją, że znajdzie karteczkę z resztami śliwkowej szminki i spełni moją prośbę. W dalszym ciągu chciałam, aby spokojnie opowiadał o wszystkich geograficznych zagadnieniach, palcem prowadził mnie w odpowiednie miejsca na mapie i nigdy więcej nie przestawał tego robić. Nie byłam chora psychicznie, po prostu poczułam miętę do obcego mężczyzny, którego nie chciałam stracić ze swojego poprzewracanego na różne sposoby życia. 

-Korepetytor przeprasza za małe opóźnienie. -poczułam jego dłonie na ramionach i zupełnie zaskoczył mnie, kiedy na powitanie pocałował blady policzek, który niedawno poprawiałam matującym pudrem. -Jaki dział dzisiaj omawiamy? 

-Cykl orogeniczny. -odpowiedziałam bez zawahania i po chwili podkreśliłam drukowane litery zakreślaczem.

-Bardzo dobrze, że podpisujesz książki. -zagiął okładkę od podręcznika z drugiej klasy. -Miło mi Cię poznać, Saro. 

-Zapomniałeś o czymś, teraz ty powinieneś powiedzieć swoje imię, wolałabym to prawdziwe. -zaśmiałam się z jego miny. -Jakie imię dali Ci rodzice? 

-Możesz nie znać mojego drugiego imienia, chociaż to też wszyscy znają. -wyciągnął nogi przed siebie. -Nie udawaj, młoda.

-Co mam niby udawać? Nie jestem czarodziejką, która powie tutaj za chwilę hokus pokus, a Twoje dane osobowe wyświetlą Ci się na czole. -odstawiłam na stolik pusty kubek, który trzymałam od jego wejścia w dłoniach. -Tak trudno Ci się przyznać? 

-Spowodowałaś, że nareszcie oddycham. Nie lubię tego, że wszyscy mnie znają, a ty nareszcie dałaś mi możliwość, abym znowu poczuł się anonimowy. -spojrzał na moje pierścionki, a później powoli zerknął na znamiona, które tworzyły trójkąt. -Jestem Kamil Stoch. 

Pasował do szlachetnych chłopców, był ciekawą osobowością, bo nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się zwrócić na kogoś tyle uwagi, aby nie być w stanie o kimś zapomnieć. Należał do grona osób zagadkowych, interesujących i pociągających, ale mijały sekundy, a później minuty, a ja dalej miałam w głowie pustkę. Nic nie mówiło mi jego nazwisko; nie znałam ludzi z Zębu, ale wiedziałam na pewno, że znanym mechanikiem ani dzieckiem żadnego z nauczycieli to on nie jest. Gdybym wówczas wiedziała, że zacznę z nim grę bez trzymanki, dostanę ułożony harmonogram, nie będę Sarą, która skrywa w sobie całą energię i szaleństwo, to zrobiłabym wszystko, aby poznać go o wiele wcześniej. Często żałowałam, że musiałam czekać tyle lat, aby ktoś zainteresował się dzieckiem z bidula, zobaczył we mnie kobietę, która chowała całe piękno pod za dużymi ubraniami i brunetkę, która oprócz opieki nad wnukami sąsiadki i dyżurami na pobliskim basenie miała inne pasje, która kochała całym sercem. Ze zwykłej nastolatki w świecie dorosłych otrzymałam inne określenie; od tamtej pory staliśmy się nierozłączni i łączyły nas spotkania w innym miejscu niż spokojna kawiarenka u jego ciotki. Kim się stałam? Zostałam jego prywatną, etatową kochanką spotykając się z nim w hotelu, w którym odbyło się nasze wesele. Byłam na każde jego zawołanie i przez długi czas nie przeszkadzało mi to, że w jego życiu byłam tą drugą, jednak szybko znudziło mi się zajmowanie niższego stopnia na podium, objęłam nad nim kontrolę i całkowicie zasłużyłam na miano królowej. 


'na poduszce zapach twój, nim otulam się do snu'


Zajmując miejsce naprzeciwko Moniki wszyscy zgromadzeni stwierdziliby, że jestem bardziej zaskoczona niż na widok podwyższonej ceny masła; nie mogłam przywyknąć do osoby, która niczym się ode mnie nie różniła. Zaczęły nas dzielić jedynie nabyte rzeczy; na moim serdecznym palcu od sześciu lat znajdowała się szeroka obrączka, a tuż za uchem dało się zauważyć niewielki tatuaż w kształcie pióra. To ona była powodem, dla którego wsiadłabym do samolotu, bo gdyby w tej chwili ktoś przyrzekł mi, że między mieszkańcami Tokio znajduje się moja siostra bliźniaczka zaryzykowałabym, chociaż nie byłabym pewna jej istnienia. Śmiejąc się pod nosem kopnęłam ją w kostkę i opuszkiem palców dotknęłam zimnego pucharu z tańczącą baletnicą u góry, który wywalczyłam za nią, kiedy ona była moim prywatnym detektywem i co noc śmiała mi się do słuchawki o poczynaniach młodej masażystki. 

-Wiesz, że ta chudzinka jest kuzynką niedoszłej żony Kamila? -położyła zgniecioną serwetkę na talerzyku. -Szkoda, bo zapowiadała się świetna zabawa, ale ona podeszła do tej sprawy od złej strony. Mój szwagier ma gust i niestety, ale nie spełnia kryteriów jego idealnej kobiety. -oblizała językiem brzoskwiniowe wargi. 

-Natomiast Ewa musiała się męczyć, aby codziennie w samo południe wysyłać do mnie jeden wers związany z moim mężem. -przesunęłam palcem po ciemnym ekranie telefonu. -Najbardziej rozbawiła mnie ostatnia wiadomość. Twój Kamil ma charakterystyczne znamię na prawym udzie w kształcie połowy serca. -przewróciłam oczami. 

-Naprawdę ma? Nieźle, nawet na ciele jest romantykiem. -siostra zniknęła w kolejce do ekspresu od kawy. 

Nawet słodkie kłamstwa nie potrafiły zniszczyć, zgasić albo obniżyć mojego uczucia do bruneta, który przechodząc obok restauracji przesłał mi całusa; trzymał w dłoniach białe narty z zielonymi odblaskami i tuż przed dwudziestą miał wystartować ostatni raz w powietrze przed jutrzejszym wyjazdem. Wstając powoli od stolika z numerem siedemnastym poczułam jakbym miała intensywny napad złudzenia; obok stała osoba, która groziła mi kiedyś, że odbierze mi coś, co mam najcenniejsze w życiu. Oszołomiona złapałam się drewnianej ławy i poczułam chłód scyzoryka na policzku, a w mojej torebce znalazły się dwie identyczne koperty z moimi inicjałami. Oddychając ciężko liczyłam na niezauważalną stróżkę światła w całej tej ciemności.


Sary będzie mniej w tym opowiadaniu, dlatego moja wizyta u nich nie będzie długa
przesyłajcie światło w tą ciemność
do zobaczenia w przyszłym miesiącu

czwartek, 28 grudnia 2017

rozkosz siódma

-Żegnamy dzisiaj zmarłą tragicznie dwudziestosześcioletnią Sarę Janinę Stoch; dziewczynę, która żyła przede wszystkim dla innych, kochała i walczyła o każde marzenie niekoniecznie swoje. -ksiądz poprawił mikrofon i bardziej się wyprostował. -Pamiętam nasze pierwsze spotkanie; siostry zakonne zaprosiły mnie do swojej placówki na ulicy Felicjańskiej, abym ochrzcił znalezione nad ranem dziecko. Leżała samotnie w sali, opiekowała się nią jej przyszła matka chrzestna, a mała dziewczynka spoglądała na mnie swoimi zaspanymi ciemnoniebieskimi oczami. Była cudem, naszą iskiereczką i perełeczką. Miała wówczas niecałe dwa miesiące, a nie musiała nikogo przekonywać do miłości, bo każdemu z nas tam obecnych bardzo szybko skradła serca i stała się częścią naszej pięćdziesięcioosobowej rodziny. -trzęsącą się dłonią wytarł pojedynczą łzę i powędrował wzrokiem w stronę Kamila, który na kolanach trzymał bukiet czerwonych róż, a w jego ramię wtulona była matka. -Kochana Saro w moich wspomnieniach zostaniesz tym noworodkiem w różowych śpioszkach, dziewczynką przychodzącą do mnie na lekcje religii, uśmiechniętą nastolatką, którą wspierałem w trudnych, ale także radosnych chwilach i kobietą kochającą całym sercem tego jedynego, o którym opowiadałaś mi godzinami. -uśmiechnął się nikle i ostatni raz spojrzał na bladą brunetkę ubraną w piękną, bordową sukienką z widocznymi zasinieniami na czole.

Gdyby nie ten proroczy sen wsiadłabym do pechowego samolotu KS12O3. Gdybym nie zobaczyła siebie w brązowej trumnie dołączyłabym do liczby rannych albo zmarłych podróżujących. Lista z każdym wydaniem wiadomości znacznie się powiększała; pierwsza liczba trzy w zawrotnym tempie zamieniła się w sześć. Zginęli bezbronni ludzie, którzy tak samo jak ja chcieli spotkać się ze swoją rodziną i cieszyć się wspólnymi, pięknymi chwilami. Smutna przekroczyłam wejście hotelu, spojrzałam na śpiącego recepcjonistę i w pośpiechu zaczęłam poszukiwać odpowiedniego pokoju. Musiałam znaleźć męża, przytulić go i obiecać, że nigdy więcej nie pojadę na żaden konkurs ani nie wybiorę się w podróż tym rodzajem transportu. Bałam się o jego stan psychiczny; pragnęłam, aby moja siostra bliźniaczka udawała przed nim tą ukochaną dziewczynę, która kolejne serce skradła podczas długiej nauki geografii. Mijając rząd okien widziałam odbijające się promienie słoneczne o kilkucentymetrowy śnieg; w zeszłym roku w tym samym miejscu obrzucałam go śnieżkami i nie mogłam przestać się śmiać, kiedy wrzucił mnie w największą zaspę, przygniatając ciężarem swojego ciała. Ciągnąć za sobą ciężką walizkę, poprawiłam słuchawki, w których od godziny leciały spokojne ballady i przystanęłam na piętrze mijając kolejne drzwi od pokoju. Pod nosem mówiłam utworzone złote liczby i chciałam zapukać do każdych z nich. Rozmawialiśmy wiele razy, ale nie zapytałam się o jedną z najważniejszych rzeczy. 

-Dwieście dziewięć, dwieście dziesięć, dwieście jedenaście. -poprawiając włosy zaczęłam gnieść w dłoni zimową czapkę z pomponem. -Gdzie ty możesz być, skarbie? 

-Mój pokój znajduje się na drugim piętrze, dwieście czterdzieści dziewięć, nie pamiętasz już? -zostałam złapana za biodra i ktoś przyciągnął mnie do siebie, całując w czoło. -Czemu mi uciekłaś bez słowa pożegnania? 

-Okej, Schlierenzauer. -spojrzałam na niego i byłam zaskoczona jego powitaniem; w tamtym roku Kamil przedstawił mi austriackiego skoczka i do tej pory żyłam w przekonaniu, że wystarczająco dobrze nie zapamiętał mojej twarzy. -Niczego Ci nie obiecałam i nigdy w pokoju u Ciebie nie byłam. 

-Jeżeli nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego po dwóch nocach, to wystarczyło powiedzieć, przecież się przez to nie zabiję. -obserwował uważnie, kiedy odpięłam zamek od zimowej kurtki i schowałam rękawiczki do kieszeni razem z telefonem. 

-Chyba, a raczej na pewno miałeś do czynienia z inną kobietą, ale przydasz mi się do czegoś innego. Gdzie pokój ma Twój największy, polski rywal? 

-Tam. -wskazał na ostatnie drzwi po lewej stronie. -Przepraszam, ale byłem pewny, że mam do czynienia z Moniką, jesteście do siebie bardzo podobne. -zniknął za zakrętem, a ja zapukałam kilkukrotnie do mahoniowych drzwi próbując je otworzyć, ale były zamknięte. 


Ale wciąż wiem kiedy masz urodziny
I jaka jest ulubiona piosenka twojej mamy


Miejsce nazwane oficjalnie 'Słodką Zemstą', a potocznie imieniem właścicielki stało się moją oazą, w której w wolne dni uczyłam się od rana do wieczora, a w trakcie kilku półgodzinnych przerw oglądałam odcinek ulubionego serialu albo zaczyta byłam w powieściach znanych mi od dawna autorów. Po spotkaniu, które odbyło się w pierwszy dzień moich ferii nie mogłam uwierzyć, że w tej miejscowości są jeszcze osoby, a w szczególności mężczyźni, którzy w przeciągu krótkiej chwili są w stanie zawładnąć moim umysłem i ciałem. Nawet w snach gościła mi sylwetka nieznajomego bruneta, który miał tylko jedną wadą, narzeczoną, a z inną kobietą nie zamierzałam walczyć. Wpatrując się w wyczyszczony ekran laptopa, uśmiechnęłam się do blondynki, która zaczesana w wysokiego koka dokładała ciasta na wystawę, a po chwili zaniosła kawę z mlekiem do stolika obok, przy którym siedziała szczupła dziewczyna nieco starsza ode mnie, bawiła się bynajmniej zaręczynowym pierścionkiem, a obok niej stał drogi model aparatu fotograficznego. Zlustrowałam urządzenie jeszcze raz i nawet gdybym opiekowała się częściej trójką wnuków sąsiadki albo brała więcej dyżurów jako ratownik na pobliskim basenie zapłaciłabym z góry za wynajmowany na poddaszu pokój, w którym zamieszkałam w dniu moich osiemnastych urodzin. Czytając następną definicję i zerkając w stronę zadań zatytułowanych 'powtórka przed maturą' myślałam o tamtym chłopaku; widziałam jego uśmiech, rozpoznałabym bez zawahania zapach jego perfum i chciałam, aby jego palce dotykały każdego mojego zakamarku. Nie wierzyłam w miłość, ale także nie liczyłam na krótkie zastępstwo i przelotny romans; jako wychowanka domu dziecka nie wiedziałam jak zostałabym pokochana przez rodziców, więc chciałam mieć swojego narzeczonego, który siedziałby tutaj obok i wybierałby ze mną czerwone albo białe wytrawne wino. Wówczas zakładając długą kurtkę zwróciłam swój natarczywy wzrok na niego - siedział odwrócony, spoglądał na katalog z sukniami ślubnymi, nic nie poczuł, a moje serce uderzało coraz szybciej i bez przyczyny chciałam podejść i pocałować go na jej oczach, ale po cichu zapłaciłam za słodycz, jaśminową herbatą i niezauważalnie wrzuciłam mu do kieszeni bluzy numer telefonu zapisany śliwkową szminką, a pod spodem znajdowała się tylko jedna prośba 'chciałabym, abyś jeszcze wytłumaczył mi kilka zagadnień'

Niemożliwe nie może się zdarzyć, wobec tego pozornie niemożliwe musi być możliwe.

Przysypiając na miękkim czerwonym dywanie rozłożonym na środku korytarza, zapukałam ponownie do drzwi, za którymi powinien znajdować się jedyny mężczyzna, którego pokochałam i nie chciałam zamieniać go na innego, bo za bardzo zaczęło mi zależeć już nawet w dwa tysiące dziewiątym roku. Upijając łyk gorącej czekolady z tekturowego kubka próbowałam wybrać ponownie swój numer telefonu. Chciałam jednocześnie zobaczyć męża i podziękować odnalezionej siostrze za dokładną troskę przekazaną dwudziestosiedmioletniemu skoczkowi. Cieszyłam się, kiedy zadzwoniła do mnie poprzedniej nocy i zagwarantowała, że wierniejszego chłopaka od swojego szwagra nie widziała w życiu, ale nie mogłam uwierzyć w fakt, że jako Sara Stoch przysłana tutaj w jednym celu zabawiła się w romans z Gregorem. W tym momencie najbardziej tęskniłam za kamilowym szeptem, jego prawdziwą miłością i delikatnym dotykiem palców na moich pomalowanych odżywczą pomadką ustach. Liczyłam na to, że polscy skoczkowie nie wyjechali do Zakopanego; musiałam wytłumaczyć zachowanie mojej drugiej połówce, która była dla mnie najlepszym przyjacielem i kochaniem, marzyłam o tym, aby zasnąć z nim dzisiejszej nocy i pomagać mu w pakowaniu całego sprzętu do jego prywatnego samochodu. 

-Kazałem Ci wyjść i nie wracać. Udawałaś moją żonę, uśmiechałaś się do mnie, kiedy ja usłyszałem o jej śmierci i zauważyłem, że mam do czynienia z oszustką. -wypowiedział na jednym tchu, a ja zerknęłam w jego przekrwione oczy. -Odejdź, słyszysz! -wykrzyczał i stłukł szklankę obok swoich gołych stóp

-Nie masz do czynienia z Moniką. -westchnęłam. -To ja Sara, twoja Sara, taka prawdziwa, nieudawana. Żyję i jestem. -ściągnęłam krótki rękaw od bluzki. -Nie mamy takich samych tatuaży, skarbie. 

-Nie wierzę Ci, ten tatuaż mogłaś sobie zrobić przed przyjazdem tutaj, aby bardziej odebrać swoją rolę. Po co umówiłyście się na taki układ? Przez Waszą głupotę straciłem moją ukochaną. 

-Blizny po oparzeniu specjalnie bym sobie nie zrobiła i pierwszej litery twojego imienia nie potrzebowałabym na piersi. -zamknęłam drzwi i stanęłam przed nim w czarnym staniku, rzucając koszulkę na pobliski fotel. 

Ociekasz jak intensywny wschód słońca
Rozlewasz się jak przepełniony zlew


Do skrzypienia łóżka dołączyła wibracja, a na wyświetlaczu pojawiał się napis trener z podniesioną rączką; kiedy znowu ekran pozostawał ciemny, nie musieliśmy długo czekać na następne połączenie. W pętli leciała po cichu nasza ulubiona piosenka 'Goodbye My Lover', a Kamil obiecał mi bilety na koncert Blunt'a. Przy każdym jego oddechu czułam zapach intensywnej mięty i obserwował każdy nowy rumieniec na mojej twarzy bez makijażu; śpiesząc się do niego użyłam tylko nawilżającego kremu i nie przejmowałam się zasinieniami pod oczami. Materiał satynowej kołdry zsuwał się kilkukrotnie z jego pleców i ponownie poczułam jak mocno przygryza moją dolną wargę. Kiedy jego dłonie krążyły po mojej szyi, po nagich piersiach i nogach nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście; ostatni raz widząc go tuż po świętach czekałam na to zbliżenie niecierpliwie, jak na nasz pierwszy seks w hotelu przy wyjeździe z Zębu. Pisnęłam głośno, kiedy staliśmy się jednością, po ciele przeszedł intensywny dreszcz i musnęłam jego usta spoglądając w jego błękitne, jak niebo oczy, które po chwili zostały zasłonięte przez zamykające się powieki. Zostawiając na jego ramionach czerwone ślady, bardziej przyjemniejsze dla oka niż wszystkie chemiczne, matematyczne czy fizyczne wzory. Następnie opadł na moje ciało układając dłoń na bezgłowiu; żałowałam jedynie tego, że pojedyncze łóżka musiały być takie małe. Obserwując jak odrzuca kolejne połączenie, wpił się w moją szyję, a ja znowu wydałam zbyt głośny dźwięk, który dotarł do pozostałych pokoi na tym piętrze. Zacisnęłam paznokcie na jego karku, przeczesałam mokre włosy i liczyłam na to, że Kamil poprzestanie na drugiej powtórce w trakcie krótkiego pobytu w tym miejscu, które widziałam do niedawna w połączeniach video. 

-Stefan Cię zabije, stary. -spojrzałam na otwierające się drzwi i nie mogłam uwierzyć, kiedy w progu stanął Żyła, a za jego plecami widziałam Kota z Kubackim. Miałam ochotę zadać tylko jedno pytanie. Do czego służy klucz, kochanie? -Chyba przez to jednak będziesz żył, hej Sara. -pomachał mi, a ja zakrywając twarz małą poduszką nie liczyłam na długie odwiedziny.  -Dobrze Cię widzieć, gratulacje tego pierwszego miejsca, byłaś wspaniała, piękna. Bawcie się dobrze, papa. -trzasnął tak mocno, że mosiężna klamka odbiła się o podłogę, a żyrandol nad nami zaczął się bujać tak samo, jak ja kiedyś na utworzonych przy domu dziecka huśtawkach. 


ostatnio coś dobrze mi się tutaj pisze
Szczęśliwego roku jeszcze raz!