Strony

sobota, 17 lutego 2018

rozkosz dziewiąta

Po wyjściu z restauracji zaciągnęłam się zimowym, ostrym powietrzem i nie zważając na silny wiatr stałam na schodach, trzymając w dłoniach czapkę pochodzącą ze sklepu mojego męża; człowieka, który na samym początku życia uczuciowego spędził trzy lata z uśmiechającą się szeroko blondynką osiągającą swój mały sukces. Pozbyłam się unoszącego w każdym kącie lokalu nieprzyjemnego zapachu tłuszczu, na którym smażyli boczek podawany z musztardą lub chrzanem; zmęczona zeskoczyłam ze śliskich schodów, spoglądając na otwartą torbę, a w niej odbijające się w świetle księżyca dwie koperty, nieróżniące się od siebie, jak ja i starsza o kilka minut Monika. Uważając pod nogi przeszłam ostrożnie ścieżką w stronę oświetlonej skoczni, mocniej ścisnęłam pasek od długiej czarnej kamizelki, który podkreślał moje wymarzone pięćdziesiąt dziewięć centymetrów w talii. Po przywitaniu z trenerem, spojrzałam wysoko, śledząc jego sylwetkę w locie; przyglądając się jego pasji wiedziałam, że na całym świecie istnieje wiele dzieci, którzy chcieli być tacy sami, jak Kamil i niektórzy mimo młodego wieku starali się już go naśladować, mężczyźni zazdrościli mu wrodzonej przystojności, którą oczarowywał kobiety, natomiast płcie piękniejsze marzyły o podobnych albo takich samych wymiarach, jakie posiadał niezmiennie od lat. Nie zdążył zdjąć nawet kasku, rozsunęłam jedynie szybkę, aby zobaczyć najpiękniejszy odcień błękitu i jak najszybciej odnalazłam jego wargi, pasujące do moich od pierwszego pocałunku za kawiarenką jego cioci w półmroku i z obecnością mrozu przekraczającego dwie liczby. 

-Nie całuj się z kosmitą, bo źle na tym wyjdziesz. -rozdzielił nas Żyła, przeciskając się między nami z nartami. 

-Piotruś, nie możesz mi tego zabronić i przestań czytać dzieciom tyle fantastyki, bo za chwilę nie będziesz odróżniał świata fikcyjnego od rzeczywistego. -musnęłam ponownie wargi męża i dotykając jego obrączki puściłam go na ostatni skok.

-Zgadzam się z Sarą. -poczułaś rękę Kota na swoim biodrze. -Tylko mój starszy kolega ma trochę racji, widzisz namieszał ci w głowie, podarował pocałunek i uciekł do swojego statku kosmicznego. -zadrżałam, kiedy ciemne tęczówki znajdowały się zaledwie kilka milimetrów przede mną.

Zrobiłam kilka kroków do tyłu, poprawiłam różowe futerko na kapturze i pozwoliłam mu się oddalić; nie mogłam pozwolić, aby wróciło coś, co miało się zbudować między nami w przeszłości; dlaczego się nie udało? Mury między nami popękały, był prawdziwym przyjacielem, ale nie chciałam między nami innej miłości niż tej, która zaczęła się między nami po kilku tygodniach wspólnego dzielenia ławki; był dla mnie jak brat, ja dla niego jak siostra i tyle nam wystarczyło. Oderwałam wzrok od niego skupionego na rozmowie z trenerem i zobaczyłam na belce bruneta, na którego przelałam każdą kroplę gorącego uczucia, które ominęło Maćka. Widziałam jak spojrzał w ciemne niebo, przyglądając się gwiazdom, które często podziwialiśmy we wspólne weekendy na małej werandzie. Następnie zrzucił śnieg z belki, dotknął symbolu naszej miłości, przeżegnał się udowodniając, że kolejny lot dedykuje również Bogu i uśmiechając się do mnie, wystartował w momencie, kiedy na ekranie pojawiło się mocne zielone światło. Byłam pewna, że w tamtym momencie na górze krzątał się w swoim rodzinnym domu, naszych własnych stu metrach kwadratowych, które wybudowaliśmy rok po ślubie; był przy rodzicach, siostrach, dziadkach i również gdzieś ja znalazłam swoje miejsce, nazywana przez niego jako kobieta jego życia, miłość, diament, duma, a także przyjaciółka, kochanka oraz żona w jednej osobie. 


'potrzebujemy siebie, aby dalej trwać'


Umiejętnie rozdzielałam gęste rzęsy czarnym, wodoodpornym tuszem; odsunięty talerzyk po cieście, upita połowa kawy i torba ze strojem kąpielowym oznaczała, że całe popołudnie i wczesny wieczór spędzę w roli ratownika na pobliskim basenie, gdzie mimo niewielkiej liczby mieszkańców pojawiały się tłumy. Wychodząc z małej kawiarenki i trzymając stos starszych ode mnie książek, które miałam oddać w bibliotece znajdującej się na trzecim piętrze, zrozumiałam, że miejscowość w powiecie tatrzańskim zawsze będzie bliska mojemu serca i nawet, gdybym zamieszkała w samym centrum stolicy, w apartamencie nad morzem albo kupiła dom za granicą, nic nie zastąpi Zębu, gdzie oprócz mnie i mniej popularnych osób, urodził się mistrz świata, trzykrotny mistrz olimpijski oraz dwukrotny zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni w skokach narciarskich Kamil Stoch. Przed wejściem do szatni związałam długie włosy w dwa warkocze i uśmiechając się do szefa, zaczęłam przebierać się w małej przymierzalni. W tej fryzurze przypominałam siebie sprzed lat; kiedyś usłyszałam, że urody powinien pozazdrościć mi każdy, a ja nie lubiłam, kiedy mając na karku prawie dziewiętnaście lat ludzie traktowali mnie, jak niepełnoletnią dziewczynkę, której nie wolno sprzedać wina albo nalewki na wieczór ze swoją przyszywaną babcią. Zanurzając stopy w ciepłej wodzie, zapięłam gumowy zegarek i obserwowałam dwie grupy dzieci, które kończyły zajęcia grupowe, wodziłam wzrokiem za nastolatkami zaczynającymi od dzisiaj lekcje indywidualne, na seniorów i kilku młodych mężczyzn znających się jakby od kilkunastu lat, bo co chwilę słyszałam ich śmiech oraz urywki żartów. Zerkając na lewo zauważyłam kolejkę ustawiającą się do starszego mężczyzny, którego anonimową miłością obdarzała właścicielka domu na zakręcie jednej z trzech najbardziej znajomych ulic; przypomniałam sobie jak każdego wolniejszego wieczoru opowiadała mi historię związaną z brodatym, siwiejącym i najdłużej pracującym recepcjonistą na pływalni. Rozdawał właśnie grupie przedszkolaków i ich rodzicom numery umieszczone na srebrnych brelokach. 

-Pani ratownik! -usłyszałam przeraźliwy krzyk jednego z chłopaków, który jeszcze przed chwilą kończył swój popisowy suchar. -Mamy pierwszego topielca, kolega oddalił się od nas i chyba przeliczył swoje możliwości. 

-Trzeba było nie zostawiać go samego. -skoczyłam do chlorowanej wody i czując ciepło rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa pojawiłam się przy brunecie, który odwrócony był do mnie tyłem; nawet jako nieprofesjonalistka określiłabym prędko, że nie potrzebuje żadnej pomocy, dotykając palcem jego mokrego ramienia, westchnęłam głośno. -Wiesz, że w tej chwili mogłabym być potrzebna komuś innemu, to tak jakbyś zadzwonił po pogotowie bez potrzeby. 

-Nagle zakuło serce i obawiałem się, że się tutaj utopię. -odwrócił się, a ja zobaczyłam znajomą twarz; przeczesał palcami dłuższe kosmyki włosów, które przykleiły mu się do szyi i mierzył moje ciało w dwuczęściowym czerwonym stroju, zakupionym na początku wakacji, kiedy dostałam szansę na nowy, mały początek w życiu bez domu dziecka w tle. -Hej. -szepnął i łapiąc mnie za biodra pociągnął za niewielki murek utworzony z błękitnych kafelek; po chwili połączył swoje wargi z moimi, a ja jakby w transie pogłębiłam pocałunek, nie przejmując się, że mój pracodawca zobaczy mnie na nagraniu, zazdrosna koleżanka zrobi zdjęcie albo ktoś z mieszkańców rozpozna tego, którego właśnie przybliżyłam do siebie, zaplatając na jego gumce od spodenek nogi. 

'Jak długo to trwało?
Jak długo tak się skradałeś?'

Bawiłam się przyczepionym do saszetki z lekami i najpotrzebniejszymi kosmetykami białym misiem w zielonej koszulce. Kofeiną z odrobiną mlekiem próbowałam wybudzić się z krótkiego snu i zapomnieć, jak biała kołdra w różowe kwiaty otulała moje drobne ciało, powodując ciepło porównujące do torsu mojego męża, w który wtuliłam się tuż po ułożeniu głowy na poduszce. Z wyciągniętymi nogami na kolanach Kamila drżałam za każdym razem, kiedy przykładał filiżankę do ust, uśmiechał się na zapach czarnej jak smoła kawy i pił ją spokojnie, jakby to była moja ulubiona jaśminowa herbata, od której postanowiłam zrobić sobie mały odwyk trwający od całej doby. To była jedyna kwestia nieakceptowana w człowieku, który nie oddalał się ode mnie od pierwszego niespodziewanego pocałunku. Miałam mdłości na samą myśl, jak smakuje ciecz zrobiona z dwóch czubatych łóżeczek, w dodatku zupełnie nieposłodzona. Nie przeżyłabym nawet jednej takiej porcji, a on pijący espresso dwa razy dziennie przyprawiał mnie o największe dreszcze i zgrzytanie zębów. Na mój morderczy wzrok zareagowała siostra, która przysiadając się do nas, zdecydowała się na pierwszą konfrontację ze swoim szwagrem, podsuwając mu pudełko. 

-To na przeprosiny, domowej roboty pizza. -uśmiechnęła się, zakładając niesforny kosmyk krótkich włosów za ucho; przed opuszczeniem jej pokoju pomagałam ze zdjęciem przypinki, która nie różniła się od naturalnego koloru brązu. 

-Dziękuję, Monix. -spojrzał do środka, oblizując wargi. -Na pewno jest bardzo pyszna, skosztuję w drodze do Zakopanego. -Gdyby nie Twoja nowa fryzura, wyglądacie identycznie nawet bez obrączki na Twoim palcu i tatuażu z datą naszego małżeństwa na nadgarstku. 

-Na moje czerwone papryczki. -usłyszeliśmy jęk Żyły, który stojąc we wejściu, nie mógł się ruszyć. -To tylko sen, Piotrusiu, obudź się, bo śnisz już podwójnie o żonie swojego przyjaciela. -uszczypnął się kilkukrotnie w dłoń, robiąc czerwony ślad. -Jasna cholera, mam omamy. Justynko, uratuj swojego męża! -zadrżał mu głos i znowu zerknął w stronę stolika, który od naszego pobytu w tym miejscu najczęściej zajmowaliśmy tylko my. 

-Spokojnie, bo upuścisz swoje pyszności. -zaśmiałam się, a prawie trzydziestoletni mężczyzna z niewinnym wzrokiem bawił się moimi falbankami od białych skarpetek, dotykając czasami mojej skóry. -Jesteśmy dwie, zrób trzy razy wdech i wydech, Piotrek. 

-Co jeszcze ukrywasz przed nami, Saro? -usiadł i gryząc pikantny przysmak, zadał pytanie, które powinien skierować do kogoś innego, kto mimo obecnego szerokiego uśmiechu, miłości, ukrywał coś, co miało zmienić kolorowy świat w jedną wielką ciemność. 

'Moje myśli o tym, że nadal będziesz moją motywacją, planem'

Ze spokojem zerkając na męża, poczułam ogromną ulgą; wróciłam do niego, do naszego życia na walizkach, za którym tęskniłam każdego dnia w Tokio. Patrzyłam jak wpisuje nazwę hotelu w GPS, a ja opierając głowę o miękki zagłówek, spojrzałam na tylne siedzenie; poszukując tego samochodu, obiecaliśmy sobie, że za kilka lat nie będę podróżowała z przodu, lecz pomiędzy fotelikami z naszymi pociechami. Powiększenie rodziny było naszym obowiązkowym punktem, kiedy miałam osiągnąć najważniejsze tytuły. Poprawiając usta ciemnym odcieniem beżu przypomniałam sobie hotel, w którym uwielbiałam śniadania składające się z konfitur i koszyka pieczywa. Spoglądając jak dwudziestodzięwieciolatek wystukuje palcami rytm na kierownicy, zajrzałam do torby, wyjmując z niej dwie koperty, których zawartości obawiałam się najbardziej w życiu. W pierwszej z nich znalazłam zdjęcia; spojrzałam na przytulającą się parę, całującą i trzymają się za dłonie, nie były one przerobione, więc była ukochana bruneta nie musiała nawet wynajmować doświadczonego lub uczęszczającego do technikum informatyka. Lekko drżącą ręką wyjęłam dokument; nie widziałam wcześniej papieru tej wielkości i o takim kolorze, dlatego jako coś nieznajomego wzbudziło moje zainteresowanie. Niecierpliwie rozłożyłam go i podążając wzrokiem za palcem z obrączką, nie mogłam złapać oddechu, jakbym od dziecka chorowała na astmę, z którą borykał się Schlierenzauer. 

-Rzeczpospolita Polska, województwo małopolskie. -wyszeptałam przez łzy. -Urząd Stanu Cywilnego w Zakopanym, skrócony akt małżeństwa. -spojrzałam na męża, który zahamował niespodziewanie, skręcając na parking. -Do jasnej cholery, co to ma być, Kamil?!


z tym opowiadaniem jest tak, że potrzebuję odpowiedniej ilości Stocha w tv
czekają na Was albo dwa rozdziały+epilog, albo jeden rozdział+epilog
ten, kto mnie zna, to wie, że czasami drama musi być 
psuję, bo od czasu do czasu lubię