Strony

sobota, 18 listopada 2017

rozkosz piąta

Od pierwszego dnia spędzonego przy jednym stoliku, dwóch kawach, pogryzionym ołówku i spojrzeniu przenikającym nasze ciała na wylot wiedziałem, że nowa znajomość spisze mnie na straty; nic nie będzie takie samo, będę czuł jakbym zmienił swoje dane osobowe i próbował udowodnić przed światem, że to nie ja jestem Kamilem Stochem. Całą noc nie próbowałem nawet liczyć owiec, wyciszyłem telefon kilkukrotnie widząc trzy litery układające się w znajome imię, zbyt znajome jak na tamtą chwilę. Czułem się jak nastolatek przemierzający dodatkowe schody, aby tylko na kilka sekund, na kilkanaście mrugnięć zobaczyć ją wśród kolegów z klasy. Trzymając stopy na gorącym grzejniku wpatrywałem się w oświetlone miasto - za pół roku miałem zostać mężem, głową rodziny, a nagle nie wiadomo kiedy i skąd pojawiła się przyszła maturzystka, która sprawiła, że mnożenie stawało się zbyt trudne, a dzień tygodnia nosił obcą nazwę. Chciałem widywać ją codziennie jak starszego listonosza albo rodziców, z którymi mieszkałem do tej pory. Zależało mi na poznaniu jej imienia, marzeń i adresu zamieszkania najlepiej z planem zajęć, abym mógł o odpowiedniej porze pojawiać się pod ogólnokształcącym liceum. Starsze ciotki chciały zobaczyć moją narzeczoną w sukni do ziemi z długim welonem i bukietem drobnych różyczek, młodsi kuzynowie chcieli złapać moją muchę, a mama z tatą chcieli upewnić się, że ich jedyny syn trafił na odpowiednią kobietą, która zadba o niego, przytuli, i będzie przy jego boku idąc ramię w ramię. Nie tylko moi rodzice chcieli takiej miłości swojego dziecka jak ta, która dotyczyła Barbary i Lucjana z M jak miłość albo tej na kinowych ekranach podziwiającej przez miliony zakochany par, ale również singli. Kilka godzin po tym po spotkaniu byłem pewny, że cała rodzina będzie gotowa mnie skreślić, obmówić, ale jak za pstryknięciem palca zakochałem się. To nie było zauroczenie; nie wiedziałem o niej nic, ale przymykając oczy widziałem tylko ją. Czy przypadkiem strzała Amora nie spotkała na swojej drodze mojego serca? Niby zajętego, ale wiecznie otwartego, bo trzymając w dłoni nożyczki i wyciągając z koperty kolejne propozycje zaproszeń ślubnych byłem przekonany, że szybciej znajdą się w jednym miejscu znaki zapytania niż imię i nazwisko pani fotograf, z którą musiałem zerwać dla dobra wszystkich wokół. Układając się wygodnie na materacu przedostałem się do krainy Morfeusza; raz była wiosna, a ja siedziałem na łące ze śmiechem zerkając na nią, kiedy niefortunnie próbowała utworzyć wianek. Za drugim razem całowałem ją w deszczu i we śniegu, a przed samym załączeniem alarmu widziałem nas na ślubnym kobiercu, a następnie obsypani ryżem i groszami słuchaliśmy gratulacji, a w tle było słychać jedynie jedno określenie; zbuntowany anioł rozbrzmiał tak głośno, że ze strachu zrzuciłem podłączony telefon z biurka, nie mogłem opanować oddechu, a jedyną rzeczą jaką od razu zobaczyłem to damskie imię w kalendarzu określające kobietę jako księżniczkę.

🎇

Od jej ostatnich wypowiedzianych słów minęły długie minuty, a my w ciszy zanurzaliśmy co chwilę wargi w wrzątku jaśminowej herbaty; wyjątkiem były jednak ślady na filiżance brunetki, która za każdym razem pozostawiała intensywniejszy odcisk po ulubionej śliwkowej pomadce. Zerkając na jej usta przypomniałem sobie dzieciństwo, kiedy jako kilkuletni chłopiec z lekturą szkolną w ręku biegałem wokół stołu i oczekiwałem na moment, gdy będę mógł spróbować gorące ciasto drożdżowe z owocami, które zrywałem w sadzie dziadka i ścigałem się z siostrami, aby później oddać najbardziej wypełniony koszyk w ręce byłego burmistrza. Czułem jej chłodną rękę na nadgarstku; subtelnie dotykała srebrnej klamry od zegarka, długie palce dotykały mojej szerszej obrączki, a następnie ze śmiechem próbowała odrzucić do tyłu niesforną grzywkę, która dla zbuntowanego anioła była znakiem rozpoznawczym, lepszym niż piegi u innych lub znamiona. Gdyby nie obecność chłopaków dawno temu bylibyśmy w moim pojedynczym pokoju; nie musiałbym spowiadać się trenerowi z grzechu, że nie przespałem całej nocy, kolegów nie musiałbym przepraszać za nasze jęki, bo zagłuszałaby je znana nam popowa muzyka. Chciałem wtulić się w jej nagie ciało nakryte jedynie kocem, którego zapach przypominał kwiatowe piżmo. Chciałem ukryć twarz bez zbędnego zarostu w jej długich włosach, podcinanych bez zmian w trakcie wakacji i zadbanych przez składniki wszystkich odżywek w pudełkach trzymanych obok mojej pianki do golenia. Ostatnie czego chciałem to usłyszenie jej słów, w których przyrzekała, że w przyszłym roku będę jedyną osobą podziwiającą jej zgrabne nogi i ciążowe krągłości. 

-Znowu wyobrażasz sobie ukochaną żonę z dodatkowymi kilogramami? -uśmiechnęła się niewinnie jak w dniu naszego ślubu, kiedy do ołtarza prowadził ją ojciec chrzestny. -Zrobię wszystko, aby nie ważyć więcej od Ciebie. 

-Spokojnie, damy radę. -pogłaskałem ją po zaróżowionym policzku. -Najwyżej poprosimy o pomoc Żyłę, Kota albo Kubackiego. 

-Obecnie znajdujesz się na bardzo kruchym lodzie, kochanie. -ułożyła białą serwetkę na spodku i odmachała siedzącym przy wejściu zagranicznym skoczom, dla których była zbuntowanym aniołem, a nie żoną starszego rywala.


🎇

Przez całą noc w Wiśle padał śnieg, wolnych miejsc na parkingach zdawało się nie widzieć, a organizatorzy skoków nie mogli odsunąć telefonów od ucha. Każdy z polskich skoczków próbował zapomnieć o stresie, który towarzyszył im przez godziny przed konkursem; obawiali się każdego podmuchu wiatru, oceny sędziów, ale największe rozmyślenie dotyczyło lotu trwającego krótki czas, o którym powinno się zapomnieć, ale nie mogło, kiedy zamiast złotej jedynki pojawiała się liczba dwa lub trzy, a zawodnik wiedział, że szczęście spotkało kogoś innego. Przerażający lęk opuszczał niektórych po rozmowach wideo z ukochaną, która zaspana znajdowała się tysiące kilometrów stąd, inni spali smacznie jak dzieci wtulone w pieluszkę tetrową albo przytulanką, a ja, za którego kciuki oprócz rodziny trzymali kibice przeleżałem osiem godzin zapatrzony w biały sufit z małą ciemną plamą. Druga część łóżka nie została zajęta, kąpiel w wannie z hydromasażem była samotna, a wino i dwa kieliszki stały na ławie nienaruszone. Przed snem wybierałem kilkukrotnie numer żony, ale za każdym razem mogłem jedynie nagrać się na pocztę głosową. Schodząc na śniadanie nie czułem nawet zmęczenia, byłem rozżalony na tyle, że nie przywitałem się z trenerem, który czekał obok restauracji. Nie zwracałem na nic uwagi, a zerkając na parzącą się herbatę z cytryną i liściem mięty pocierałem ciężkie powieki. 

-Ta noc była wspaniała, kochanie. -usłyszałem ojczysty język wysokiego bruneta. -Powinnaś częściej odwiedzać mnie na zawodach i nie zostawiać z samego rano, bo nie pocałowałem twojej blizny na kolanie po raz sześćdziesiąty dziewiąty. -gdyby niewyjaśniona ucieczka brunetki spędzałbym podobnie czas jak chłopak, który zajął wczoraj siódme miejsce; baletnica również jak jego partnera posiadała pamiątkę z jazdy na rolkach. 

-Stary, a co ja tutaj widzę? -z talerzyka zniknęła moja kanapka. -Wyglądała tak smacznie, że musiałem zjeść, co to za smuteczek na tej ślicznej, dwudziestodziewięcioletniej buźce? -Żyła przysiadł na rogu drewnianej ławy i posolił pomidora. 

-To raczej zmęczenie. -odezwał się Kot, wsypując cukier do czarnej kawy. -Ty tego nie zrozumiesz, niebieskie tabletki powodują u Ciebie senność. 

-Mnie proszę zostawić w spokoju, skupmy się na przypadku Kamila. -potarł brodę, mlaskając głośno. -Żona nie dostała kataru i nie mogłeś przejąć nad nią kontroli? -pierwszy raz w życiu milczałem, nie reagując na zaczepki Żyły. -Wiem, wykręciła się migreną. -klasnął w dłonie i upił łyk mojej herbaty. 

Pocierając dłonie o materiał granatowych spodni spojrzałem w ciemne oczy chłopaka, który posiadał klasowe zdjęcia z moją żoną; bez słów zrozumiał, że potrzebuję snu i współczuję mu obecności tego, który cieszył się z niczego. Słysząc pod butami skrzypienie śniegu poczułem ulgę, bo ten charakterystyczny dźwięk był relaksem od głosu mężczyzny pochodzącego z Cieszyna. Otwierając drzwi od hotelu zobaczyłem masażystkę, której unikałem jak ognia, a trenerowi miałem zamiar wmawiać, że chodzę do niej codziennie. 

-Żona tej nocy za bardzo się nie nudziła. -dotknęła mojego ramienia i zrobiła balona z owocowej gumy. -Nie wróciła do Ciebie, bo miałyśmy miłe spotkanie. 

-Co jej wmówiłaś? -popchnąłem ją na ścianę, a jej dłonie zawędrowały do moich tylnych kieszeni.

-Nie musiałam jej niczego mówić. Ona o wszystkim wiedziała i sama też nie jest święta. -musnęła mój policzek i zniknęła za rogiem pozostawiając mnie z mętlikiem w głowie.


Musiałam zobaczyć Kamila na ekranie i wena sama powróciła.
Więcej nie zrobię takiej długiej przerwy; czekam na Was nie tylko tutaj.
Przypominam o skończonym pamiętniku i bohaterach z nowych blogów
Pozdrawiam, K.