Strony

czwartek, 28 grudnia 2017

rozkosz siódma

-Żegnamy dzisiaj zmarłą tragicznie dwudziestosześcioletnią Sarę Janinę Stoch; dziewczynę, która żyła przede wszystkim dla innych, kochała i walczyła o każde marzenie niekoniecznie swoje. -ksiądz poprawił mikrofon i bardziej się wyprostował. -Pamiętam nasze pierwsze spotkanie; siostry zakonne zaprosiły mnie do swojej placówki na ulicy Felicjańskiej, abym ochrzcił znalezione nad ranem dziecko. Leżała samotnie w sali, opiekowała się nią jej przyszła matka chrzestna, a mała dziewczynka spoglądała na mnie swoimi zaspanymi ciemnoniebieskimi oczami. Była cudem, naszą iskiereczką i perełeczką. Miała wówczas niecałe dwa miesiące, a nie musiała nikogo przekonywać do miłości, bo każdemu z nas tam obecnych bardzo szybko skradła serca i stała się częścią naszej pięćdziesięcioosobowej rodziny. -trzęsącą się dłonią wytarł pojedynczą łzę i powędrował wzrokiem w stronę Kamila, który na kolanach trzymał bukiet czerwonych róż, a w jego ramię wtulona była matka. -Kochana Saro w moich wspomnieniach zostaniesz tym noworodkiem w różowych śpioszkach, dziewczynką przychodzącą do mnie na lekcje religii, uśmiechniętą nastolatką, którą wspierałem w trudnych, ale także radosnych chwilach i kobietą kochającą całym sercem tego jedynego, o którym opowiadałaś mi godzinami. -uśmiechnął się nikle i ostatni raz spojrzał na bladą brunetkę ubraną w piękną, bordową sukienką z widocznymi zasinieniami na czole.

Gdyby nie ten proroczy sen wsiadłabym do pechowego samolotu KS12O3. Gdybym nie zobaczyła siebie w brązowej trumnie dołączyłabym do liczby rannych albo zmarłych podróżujących. Lista z każdym wydaniem wiadomości znacznie się powiększała; pierwsza liczba trzy w zawrotnym tempie zamieniła się w sześć. Zginęli bezbronni ludzie, którzy tak samo jak ja chcieli spotkać się ze swoją rodziną i cieszyć się wspólnymi, pięknymi chwilami. Smutna przekroczyłam wejście hotelu, spojrzałam na śpiącego recepcjonistę i w pośpiechu zaczęłam poszukiwać odpowiedniego pokoju. Musiałam znaleźć męża, przytulić go i obiecać, że nigdy więcej nie pojadę na żaden konkurs ani nie wybiorę się w podróż tym rodzajem transportu. Bałam się o jego stan psychiczny; pragnęłam, aby moja siostra bliźniaczka udawała przed nim tą ukochaną dziewczynę, która kolejne serce skradła podczas długiej nauki geografii. Mijając rząd okien widziałam odbijające się promienie słoneczne o kilkucentymetrowy śnieg; w zeszłym roku w tym samym miejscu obrzucałam go śnieżkami i nie mogłam przestać się śmiać, kiedy wrzucił mnie w największą zaspę, przygniatając ciężarem swojego ciała. Ciągnąć za sobą ciężką walizkę, poprawiłam słuchawki, w których od godziny leciały spokojne ballady i przystanęłam na piętrze mijając kolejne drzwi od pokoju. Pod nosem mówiłam utworzone złote liczby i chciałam zapukać do każdych z nich. Rozmawialiśmy wiele razy, ale nie zapytałam się o jedną z najważniejszych rzeczy. 

-Dwieście dziewięć, dwieście dziesięć, dwieście jedenaście. -poprawiając włosy zaczęłam gnieść w dłoni zimową czapkę z pomponem. -Gdzie ty możesz być, skarbie? 

-Mój pokój znajduje się na drugim piętrze, dwieście czterdzieści dziewięć, nie pamiętasz już? -zostałam złapana za biodra i ktoś przyciągnął mnie do siebie, całując w czoło. -Czemu mi uciekłaś bez słowa pożegnania? 

-Okej, Schlierenzauer. -spojrzałam na niego i byłam zaskoczona jego powitaniem; w tamtym roku Kamil przedstawił mi austriackiego skoczka i do tej pory żyłam w przekonaniu, że wystarczająco dobrze nie zapamiętał mojej twarzy. -Niczego Ci nie obiecałam i nigdy w pokoju u Ciebie nie byłam. 

-Jeżeli nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego po dwóch nocach, to wystarczyło powiedzieć, przecież się przez to nie zabiję. -obserwował uważnie, kiedy odpięłam zamek od zimowej kurtki i schowałam rękawiczki do kieszeni razem z telefonem. 

-Chyba, a raczej na pewno miałeś do czynienia z inną kobietą, ale przydasz mi się do czegoś innego. Gdzie pokój ma Twój największy, polski rywal? 

-Tam. -wskazał na ostatnie drzwi po lewej stronie. -Przepraszam, ale byłem pewny, że mam do czynienia z Moniką, jesteście do siebie bardzo podobne. -zniknął za zakrętem, a ja zapukałam kilkukrotnie do mahoniowych drzwi próbując je otworzyć, ale były zamknięte. 


Ale wciąż wiem kiedy masz urodziny
I jaka jest ulubiona piosenka twojej mamy


Miejsce nazwane oficjalnie 'Słodką Zemstą', a potocznie imieniem właścicielki stało się moją oazą, w której w wolne dni uczyłam się od rana do wieczora, a w trakcie kilku półgodzinnych przerw oglądałam odcinek ulubionego serialu albo zaczyta byłam w powieściach znanych mi od dawna autorów. Po spotkaniu, które odbyło się w pierwszy dzień moich ferii nie mogłam uwierzyć, że w tej miejscowości są jeszcze osoby, a w szczególności mężczyźni, którzy w przeciągu krótkiej chwili są w stanie zawładnąć moim umysłem i ciałem. Nawet w snach gościła mi sylwetka nieznajomego bruneta, który miał tylko jedną wadą, narzeczoną, a z inną kobietą nie zamierzałam walczyć. Wpatrując się w wyczyszczony ekran laptopa, uśmiechnęłam się do blondynki, która zaczesana w wysokiego koka dokładała ciasta na wystawę, a po chwili zaniosła kawę z mlekiem do stolika obok, przy którym siedziała szczupła dziewczyna nieco starsza ode mnie, bawiła się bynajmniej zaręczynowym pierścionkiem, a obok niej stał drogi model aparatu fotograficznego. Zlustrowałam urządzenie jeszcze raz i nawet gdybym opiekowała się częściej trójką wnuków sąsiadki albo brała więcej dyżurów jako ratownik na pobliskim basenie zapłaciłabym z góry za wynajmowany na poddaszu pokój, w którym zamieszkałam w dniu moich osiemnastych urodzin. Czytając następną definicję i zerkając w stronę zadań zatytułowanych 'powtórka przed maturą' myślałam o tamtym chłopaku; widziałam jego uśmiech, rozpoznałabym bez zawahania zapach jego perfum i chciałam, aby jego palce dotykały każdego mojego zakamarku. Nie wierzyłam w miłość, ale także nie liczyłam na krótkie zastępstwo i przelotny romans; jako wychowanka domu dziecka nie wiedziałam jak zostałabym pokochana przez rodziców, więc chciałam mieć swojego narzeczonego, który siedziałby tutaj obok i wybierałby ze mną czerwone albo białe wytrawne wino. Wówczas zakładając długą kurtkę zwróciłam swój natarczywy wzrok na niego - siedział odwrócony, spoglądał na katalog z sukniami ślubnymi, nic nie poczuł, a moje serce uderzało coraz szybciej i bez przyczyny chciałam podejść i pocałować go na jej oczach, ale po cichu zapłaciłam za słodycz, jaśminową herbatą i niezauważalnie wrzuciłam mu do kieszeni bluzy numer telefonu zapisany śliwkową szminką, a pod spodem znajdowała się tylko jedna prośba 'chciałabym, abyś jeszcze wytłumaczył mi kilka zagadnień'

Niemożliwe nie może się zdarzyć, wobec tego pozornie niemożliwe musi być możliwe.

Przysypiając na miękkim czerwonym dywanie rozłożonym na środku korytarza, zapukałam ponownie do drzwi, za którymi powinien znajdować się jedyny mężczyzna, którego pokochałam i nie chciałam zamieniać go na innego, bo za bardzo zaczęło mi zależeć już nawet w dwa tysiące dziewiątym roku. Upijając łyk gorącej czekolady z tekturowego kubka próbowałam wybrać ponownie swój numer telefonu. Chciałam jednocześnie zobaczyć męża i podziękować odnalezionej siostrze za dokładną troskę przekazaną dwudziestosiedmioletniemu skoczkowi. Cieszyłam się, kiedy zadzwoniła do mnie poprzedniej nocy i zagwarantowała, że wierniejszego chłopaka od swojego szwagra nie widziała w życiu, ale nie mogłam uwierzyć w fakt, że jako Sara Stoch przysłana tutaj w jednym celu zabawiła się w romans z Gregorem. W tym momencie najbardziej tęskniłam za kamilowym szeptem, jego prawdziwą miłością i delikatnym dotykiem palców na moich pomalowanych odżywczą pomadką ustach. Liczyłam na to, że polscy skoczkowie nie wyjechali do Zakopanego; musiałam wytłumaczyć zachowanie mojej drugiej połówce, która była dla mnie najlepszym przyjacielem i kochaniem, marzyłam o tym, aby zasnąć z nim dzisiejszej nocy i pomagać mu w pakowaniu całego sprzętu do jego prywatnego samochodu. 

-Kazałem Ci wyjść i nie wracać. Udawałaś moją żonę, uśmiechałaś się do mnie, kiedy ja usłyszałem o jej śmierci i zauważyłem, że mam do czynienia z oszustką. -wypowiedział na jednym tchu, a ja zerknęłam w jego przekrwione oczy. -Odejdź, słyszysz! -wykrzyczał i stłukł szklankę obok swoich gołych stóp

-Nie masz do czynienia z Moniką. -westchnęłam. -To ja Sara, twoja Sara, taka prawdziwa, nieudawana. Żyję i jestem. -ściągnęłam krótki rękaw od bluzki. -Nie mamy takich samych tatuaży, skarbie. 

-Nie wierzę Ci, ten tatuaż mogłaś sobie zrobić przed przyjazdem tutaj, aby bardziej odebrać swoją rolę. Po co umówiłyście się na taki układ? Przez Waszą głupotę straciłem moją ukochaną. 

-Blizny po oparzeniu specjalnie bym sobie nie zrobiła i pierwszej litery twojego imienia nie potrzebowałabym na piersi. -zamknęłam drzwi i stanęłam przed nim w czarnym staniku, rzucając koszulkę na pobliski fotel. 

Ociekasz jak intensywny wschód słońca
Rozlewasz się jak przepełniony zlew


Do skrzypienia łóżka dołączyła wibracja, a na wyświetlaczu pojawiał się napis trener z podniesioną rączką; kiedy znowu ekran pozostawał ciemny, nie musieliśmy długo czekać na następne połączenie. W pętli leciała po cichu nasza ulubiona piosenka 'Goodbye My Lover', a Kamil obiecał mi bilety na koncert Blunt'a. Przy każdym jego oddechu czułam zapach intensywnej mięty i obserwował każdy nowy rumieniec na mojej twarzy bez makijażu; śpiesząc się do niego użyłam tylko nawilżającego kremu i nie przejmowałam się zasinieniami pod oczami. Materiał satynowej kołdry zsuwał się kilkukrotnie z jego pleców i ponownie poczułam jak mocno przygryza moją dolną wargę. Kiedy jego dłonie krążyły po mojej szyi, po nagich piersiach i nogach nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście; ostatni raz widząc go tuż po świętach czekałam na to zbliżenie niecierpliwie, jak na nasz pierwszy seks w hotelu przy wyjeździe z Zębu. Pisnęłam głośno, kiedy staliśmy się jednością, po ciele przeszedł intensywny dreszcz i musnęłam jego usta spoglądając w jego błękitne, jak niebo oczy, które po chwili zostały zasłonięte przez zamykające się powieki. Zostawiając na jego ramionach czerwone ślady, bardziej przyjemniejsze dla oka niż wszystkie chemiczne, matematyczne czy fizyczne wzory. Następnie opadł na moje ciało układając dłoń na bezgłowiu; żałowałam jedynie tego, że pojedyncze łóżka musiały być takie małe. Obserwując jak odrzuca kolejne połączenie, wpił się w moją szyję, a ja znowu wydałam zbyt głośny dźwięk, który dotarł do pozostałych pokoi na tym piętrze. Zacisnęłam paznokcie na jego karku, przeczesałam mokre włosy i liczyłam na to, że Kamil poprzestanie na drugiej powtórce w trakcie krótkiego pobytu w tym miejscu, które widziałam do niedawna w połączeniach video. 

-Stefan Cię zabije, stary. -spojrzałam na otwierające się drzwi i nie mogłam uwierzyć, kiedy w progu stanął Żyła, a za jego plecami widziałam Kota z Kubackim. Miałam ochotę zadać tylko jedno pytanie. Do czego służy klucz, kochanie? -Chyba przez to jednak będziesz żył, hej Sara. -pomachał mi, a ja zakrywając twarz małą poduszką nie liczyłam na długie odwiedziny.  -Dobrze Cię widzieć, gratulacje tego pierwszego miejsca, byłaś wspaniała, piękna. Bawcie się dobrze, papa. -trzasnął tak mocno, że mosiężna klamka odbiła się o podłogę, a żyrandol nad nami zaczął się bujać tak samo, jak ja kiedyś na utworzonych przy domu dziecka huśtawkach. 


ostatnio coś dobrze mi się tutaj pisze
Szczęśliwego roku jeszcze raz!


piątek, 22 grudnia 2017

rozkosz szósta

Obolały opadłem na twardy materac; między palcami trzymałem chłodny medal połyskujący w styczniowych promieniach słońca, dedykowany w prószącym śniegu i mrozie mojej żonie. Jedynej kobiecie, której ufałem bezgranicznie, kochałem całym sercem i nie podejrzewałem o zdrady, ale w mojej głowie zaczęły powstawać scenariusze, o których nie chciałem mieć pojęcia i doskonale wiedziałem, że wielu reżyserów dałoby się pociąć, aby widzowie tuż po dwudziestej mogli zobaczyć podobną historię na ekranach swoich telewizorów. Przeczesując kilkukrotnie włosy widziałem przed oczami szyderczy uśmiech masażystki i jej radość, kiedy powoli aplikowała mi ból jak starsza pielęgniarka, która z radością szczepiła mnie przed różnorodnymi chorobami. Swoim wręcz dziecinnym zachowaniem powodowała, że ciśnienie stanowczo wzrastało, a gdyby nie dobre geny po rodzicach, włosy posypane byłyby siwizną i zamiast dwudziestodziewięciolatka przypominałbym pana w starszym wieku, któremu brakowałoby jedynie modnej, ozdobnej laski inwalidzkiej. Wierzyłem w wierność żony i nie zamierzałem w pierwszej chwili się poddawać; dziadek wielokrotnie powtarzał, że nawet jeżeli coś między nami mocno się zepsuje, musimy walczyć o nasz związek do ostatniego tchu. Wiedziałem, że jeżeli dopuściła się zdrady, to nie skleję swojego serca klejem SuperGlue, ale składanie pozwu rozwodowego nie należało do moich marzeń; będę o nią walczył, uleczę zranione uczucie, ale moja miłość do niej nigdy się nie zmieni. 


Są ludzie są serca, jeden żar
Są myśli namiętne, w twoich ja...


Tuż po zmierzchu siedziałem obok dzieci Żyły i obrzucony byłem okruszkami po słodyczach; rodzeństwo rzucało na mnie puste paczki po popcornie, chipsach, żelkach i orzeszkach w paprykowej panierce, a następnie cieszyły się, kiedy mój czarny sweter z reniferem nie był nieskazitelnie czysty. Wspólnie obejrzeliśmy dziesięć odcinków ich ulubionej bajki; na początku zupełnie nie mogli się zgodzić, odbyła się dosyć długa i zacięta bitwa o pilota, ale kiedy usiadłem między nimi, zabrałem wszystkie poduszki, to zamienili się w grzeczne aniołki, podając mi tytuł dobranocki. Zaspany trzymałem na kolanach pięcioletnią Karolinę, która udowodniła, że wytrzyma dłużej od wtulonego w mój bok dziesięcioletniego Jakuba. Dziewczynka dalej wpatrywała się w losy małej syrenki, a podczas napisów końcowych głośno klaskała i spoglądając na mnie ciemnymi oczami błagała, abym nie wyłączył telewizora do rana. Odmówiłem jej, kiedy zobaczyłem godzinę na srebrnym zegarku i przykrywając ją kocem, zacząłem głaskać ją po prostych włosach. 

-Wiesz, że takie małe dzieci jak ty powinny dawno już spać? -uśmiechnąłem się do niej, pocierając ciężkie powieki. 

-Wcale nie jestem małą dziewczynką, mam już chłopaka, ale ani słowa o tym tacie, wujku. -zaśmiała się, ukazując brak górnych i dolnych jedynek. 

-Musi on mieć z Tobą ogromne szczęście, słońce. -podałem jej brązowego misia z czerwonym sercem, na którym napisane było kocham cię i od razu przypomniało mi się, kiedy na pierwsze Mikołajki podarowałem identyczny prezent Sarze, lecz jej maskotka była prawie taka wysoka, jak ona. 

Kiedy dzieciaki stanowczo wybrały krainę Morfeusza, usiadłem na drewnianym parapecie i spoglądałem na mieszający się deszcz ze śnieg. Zaczęły wracać wspomnienia; znowu widziałem intensywną czerwień na jej krótkich paznokciach, kiedy wsuwałem na palec chłodną obrączkę przed najbliższą rodziną i księdzem, u którego do chrztu podali mnie rodzice, przyjąłem pierwszą komunię świętą i w wieku piętnastu lat w gorące majowe popołudnie byłem u bierzmowania. Odkładając wyciszony telefon wpatrywałem się w czysty ekran, aby tylko nie ominąć jednej wiadomości albo połączenia od niej. Chciałem jej głosu, widoku, zapachu, czyli całej młodszej o kilka lat kobiety. Gdyby w tej chwili dziennikarze zadali mi podstawowe pytanie 'czego brakuje Kamilowi Wiktorowi Stochowi? odpowiedziałbym, że tylko żony, bo bez niej świat i ludzie wyglądali zupełnie inaczej, było po prostu pusto, a wszystko zmieniał jej serdeczny uśmiech. Mogliby pobierać wysoki podatek od miłości, ale chciałem, aby była obok i razem ze mną pilnowała przyszłą uczennicę zerówki i trzecioklasistę, który niespełna dwie godziny temu rozwiązywał skomplikowane dla niego zadania matematyczne. 


Sara: Postaram się wrócić jutro, szykuj się na powrót żony, bo już nigdy Cię nie zostawię. Buziaki ode mnie i mojej kochanej chrześniaczki

Jedno zdanie zmieniło cały światopogląd; okazało się, że nowy rok wcale nie musi być zły, życie zawodowe się układało, a przez wiadomość brunetki na poczcie nawet tabletki nasenne w niczym mi nie pomogą. Nie przejmowałem się bólem kolana, zmęczeniem i plotkami, które na mój temat tworzyła masażystka. Mógłbym nawet dostać od żony patelnią w głowie, a i tak byłoby wszystko idealnie, bo przy baletnicy nosiłem różowe okulary i życie kręciło się jedynie pozytywnie.  

'w oczy patrzy nam prawda, którą już znasz'

Pamiętałem dzień, w którym miałem przedstawić ją moim rodzicom i mieszkającymi z nami dziadkami; siostry wówczas wyjechały zaliczyć ostatnie sesje, a ja obawiałem się, że bez nich będzie zupełnie inaczej, bo one zagwarantowałyby Sarze rozmowę i poczucie bezpieczeństwa przy drewnianym stole. Od rana siedziałem w jej wynajętym pokoju; nerwy zapijała chłodną, słodką melisą, którą miała zaparzoną w wysokim dzbanku. Śmiałem się cicho pod nosem, a ona za każdym razem szczypała mnie mocno w ramię i powtarzała, że rodzina nigdy jej nie zaakceptuje, bo gdyby nie ona byłbym już dwa tygodnie po ślubie. Naburmuszona wyrzuciła z szafy dwanaście sukienek, na dywanie porozrzucane były sandałki, buty na koturnie albo szpilki. Gdybym został dopuszczony do słowa zabrałbym ją w krótkiej koszulce, szarych spodniach dresowych, bez makijażu i z rozczochranymi włosami. Sam znajdowałem się w niewygodnej sytuacji, kiedy psycholog sądowy i pracownica urzędu miasta oznajmili mi, że nie chcą widzieć mojej nowej wybranki serca, nie pokochają jak własnej córki i najlepszym rozwiązaniem będzie zakup wielkiego bukietu róż i błaganie Ewy na kolanach o wybaczenie. Kładąc się na łóżku i spoglądając kątem oka na jej chabrowy stanik wiedziałem, że szybciej rozjaśnił bym włosy albo zjadł znienawidzone grzyby, niż miałbym wybrać się pod biały dwupiętrowy dom z kotami na podwórku. Pociągając dziewczynę za rękę, poczułem jej ciepło na swoim ciele i po chwili całując się namiętnie zrozumiałem, że jeżeli spotkanie nie zaliczy się do udanych zabiorę ją na mocnego drinka, a siebie na zielonego shota. Opinia osób, którzy towarzyszyli mi i kochali od dwudziestego piątego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego przestała mieć znaczenie; to ja miałem spędzić z Sarą resztę życia i nie miałem zamiaru szukać im synowej, z której byliby zadowoleni. Ja byłem zakochany po uszy w wychowance domu dziecka, a w snach widziałem nas razem za miesiąc, za rok i nawet za pięćdziesiąt lat z własnymi pociechami, a także wnukami. 

-Kamil! -usłyszałem znajomy głos i zostawiłem dawne czasy za sobą. -Kamil, skarbie. -ucałowała mnie w policzek stając na palcach; miałem zaledwie sto siedemdziesiąt trzy centymetry i jako mężczyzna byłem niski, ale dla niej stanowczo za wysoki. Uwielbiałem jej wzrost, a najbardziej rozśmieszał mnie moment, kiedy opatulona w koc w mojej koszulce próbowała powstrzymać się przed podkradaniem słodyczy - wyglądała jak mała, urocza dziewczynka, która nie chce, aby ktokolwiek zauważył brak jednego cukierka. 

-Dobry wieczór, proszę pani. -zerknąłem na nią, jakby zabrała mi podarowany prezent i nie miałem zamiaru mówić nic więcej. 

-Widzę, że oprócz firmowego przywitania nie czeka mnie nic więcej. Przepraszam i zapraszam do mnie. -wskazała na znajomy hotel, przed którym wyczekiwałem na nią, lecz jej nie spotkałem. -Musimy szczerze porozmawiać i nie będziemy tylko w dwójkę. 

Pokonywałem kilka metrów, jakby właścicielka ciemnozielonej kurtki i różowych butów prowadziła mnie na skazanie; kropelki potu czułem na plecach, a cisza z jej strony jeszcze bardziej mnie rozpraszała. Zamykając za nią drzwi, odetchnąłem z ulgą, kiedy nikogo więcej oprócz nas nie było w jednoosobowym  pokoju; usiadłem w wiklinowym fotelu i czekałem na wyrok. Spojrzałem na Sarę ostatni raz i zamknąłem oczy - co z tego, że za chwilę będę się kajał? co mi pomoże fakt, iż nie spałem z zatrudnioną rok temu masażystką, kiedy nie miałem na swoją wierność żadnych dowodów? byłem jak zagubiona owieczka, która potrzebuje nawrócenia. Bawiąc się pilotem i czekając na powrót z łazienki nacisnąłem przypadkowo start i zagryzając mocno zęby na wardze, nie wierzyłem w to co słyszę i widzę. Leciało podsumowanie dnia; prezenter w okularach z tworzącą się łysiną na głowie komentował tragiczne wydarzenie sprzed kilkunastu minut. W górnym prawym rogu znajdował się rozbity samochód, a mężczyzna kurczliwie trzymał mikrofon przy ustach; nie spojrzałem nawet na wychodzącą brunetkę, liczyły się tylko jego słowa wypowiedziane ochrypniętym głosem, z trudem poinformował mnie i inne rodziny poszkodowanych o życiowej tragedii. 

-Samolot Ryanair, lot KS12O3, który wystartował z Tokio w kierunku Wrocławia, rozbił się w Kazachstanie Wschodnim o dziewiętnastej czterdzieści cztery. Na pokładzie wraz z pracownikami znajdowało się sto dwanaście osób; obecnie wiemy, że trzydziestu z nich zginęło. Wśród podróżujących znajdowała się żona polskiego skoczka Kamila Stocha. 



Wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku, kochani