(...) Gdziekolwiek spojrzę, widzę Twoją twarz.
Każdy z dwustu pięćdziesięciu zaproszonych gości nie mógł uwierzyć, kiedy informowałem o odwołanym ślubie ze starszą o dwa lata blondynką. W czerwcowe popołudnie miałem poślubić dziewczynę uczęszczającą do tej samej szkoły i trenującą judo. Mając dziewiętnaście lat poznałem ją jako urzekającą i zdolną fotograf; wystarczyło jedne spojrzenie w oczy, a po powrocie z zawodów ogłosiłem rodziców, że zdążyłem poznać kobietę, z którą w przyszłości się ożenię i założę prawdziwą rodzinę. Zacząłem marzyć o małym, góralskim domku na uboczu, psie zabranym ze schroniska i małych dzieciach biegających po ogrodzie. Dlaczego w przysiędze małżeńskiej wypowiedziałem "Ja Kamil biorę Ciebie Saro za żonę?" Poznałem brunetkę podczas zimowych wieczorów w niewielkiej kawiarence prowadzonej przez siostrę cioteczną mojej mamy. Siedziałem zawsze przy pierwszym stoliku od drzwi i piłem gorącą czekoladę albo miętową herbatę, posłodzoną miodem; przyglądałem się znajomym twarzom. Starsi mężczyźni rozgrywali między sobą partyjki szachowe, popijając przy tym mocne, niemieckie piwo. Przy komodzie z książkami można było spotkać pięćdziesięcioletnią wdowę z kotem na kolanach i kolejną częścią krótkich wierszy, składających się od pięciu do ośmiu wersów. Tamtego, sobotniego wieczoru przeglądałem kartę win; miałem ze swoją narzeczoną świętować drugą rocznicę zaręczyn i ustalać przygotowania do najważniejszego dnia w naszym życiu. Zasmucony odebrałem telefon, wysłuchując słów mojej ukochanej. Kolejny raz z rzędu przepraszała, że nie może się ze mną spotkać, ponieważ pilne zlecenia same się nie zrobią. Poprawiając zdecydowanym ruchem włosy, zagryzłem wargę, naciągając na blade dłonie oliwkową bluzę z napisem na plecach. Mały dzwonek powieszony nad drzwiami dał znak, że kolejna osoba zainteresowała się "Słodką Zemstą" nazywaną potocznie przez mieszkańców Zakopanego imieniem ciotki, dlatego każdy ze znajomych mi ludzi nie musiał zastanawiać się dwa razy, gdzie znajduje się miejsce "u Julii". Zdejmując z siebie czerwony płaszcz, zawiesiła ubranie wierzchne na wolnym krześle, uśmiechając się w stronę właścicielki. Podeszła powoli do kasy, zamawiając czarną kawę bez cukru i przykucnęła przy wystawie z wypiekami mojej kuzynki, która od roku prowadziła cukiernię, pokazując zazdrosnym sąsiadom, że praca staje się jej pasją, a jej przepisy nie należą do tych znanych, o których można było usłyszeć w kulinarnych programach. Po dłuższej chwili namysłu wybrała czekoladowe ciasto z wiśniami; jako znawca wiedziałem, że zaskoczy ją wyczuwalny smak cytryny. Usiadła przede mną, wyjmując z torby pokrowiec, zeszyt i dwie książki. Zagryzła proste zęby na zielonym ołówku, związując włosy w wysokiego kucyka. Przyglądając się uważnie zobaczyłem znajomą okładkę i przypomniałem sobie wszystkie lekcje geografii, a także sympatyczną wychowawczynię, która za każdym razem nie chciała, abym pisał sprawdzian z obszarnego działu po powrocie z zawodów. Zterminowany i pewny siebie siadałem w pierwszej ławce, a na następnej lekcji uśmiechnięty patrzyłem jak kobieta wstawia piątkę w rubrykę przy numerze dwudziestym piątym. Przed samym zamknięciem dziewczyna zaczęła obgryzać paznokcie, trzymając w dłoni kolorowy kubek z zimną kawą. Podeszła do blatu, nalewając z dzbanka wrzątek i usiadła ponownie przy swoim miejscu, rozglądając się po wnętrzu. Oprócz mnie, jej i cioci wycierającej stoliki nie było nikogo więcej. Niepewnie podeszłem do niej, przesuwając pusty, kwadratowy talerzyk na bok.
-Pomyślałem, że może Ci pomogę. Przygotowania przed maturą?
-Być może. -zerknęła uważnie, zanurzając czerwone wargi w gorącej kawie. -Jesteś kolejnym chłopakiem, który chce zaoferować swoją pomoc w zamian za szybki, darmowy seks?-Pomyślałem, że może Ci pomogę. Przygotowania przed maturą?
-Szybko mnie rozgryzłaś. Teraz czy po korepetycjach? -nachyliłem się, czytając dział. -Mają tutaj przyjemną toaletą, więc zdążymy do zamknięcia ze wszystkim.
-Na początku wydajecie się bardzo nieśmiali, ale jeżeli chodzi tylko o kolejne zaliczenie to szybko pokazujecie prawdziwe twarze. -wzięła mi z rąk książkę w okładce. -Faceci to jednak świnie.
-Mam narzeczoną. -oznajmiłem spokojnie. -Pozwól, że Ci to wytłumaczę i zapomnimy o wcześniejszej rozmowie.
-Chcesz mi pomóc bez żadnej zapłaty? Dobrze się czujesz? Zdążyłam poznać ludzi i nie musisz mnie okłamywać.
Śmiejąc się pod nosem, usiadłem naprzeciwko niej, tłumacząc jej zagadnienia na próbną maturę; rozpisywałem wszystko w osiemdziesięciokartkowym brudnopisie, pokazyłem dokładnie miejsca na niewielkich mapkach i słuchałem jak zaczyna umięjetnie przekazywać mi zdobytą przez trzy lata liceum wiedzę, spoglądając wprost w moje błękitne tęczówki. Czułem za każdym razem jak po plecach przechodzą mi ciarki, kiedy słuchała każdego mojego słowa. Po godzinie, założyłem na głowę grubą czapkę i podałem jej płaszcz, zakładając czarną kurtkę z kapturem. Pożegnałem się z nią uściśnięciem dłoni i odchodząc w stronę rodzinnego domu; uderzyłem się mocno w czoło z otwartej dłoni. Zaczęło się nam przyjemnie rozmawiać, przez chwilę zaczęliśmy żartować i wcale nie czuliśmy się zestresowani swoją obecnością, a nawet nie poznałem jej imienia. Moje rozmyślenia przerwała wibracja w dłoni i imię Ewa na ekranie głównym.
🎇
Stałem przy drewnianym parapecie, spoglądając w okna pobliskiego hotelu. W pokojach na trzecim piętrze zapalone były świetła, a ja oczekiwałem, kiedy znajoma mi osoba, która niepotrzebnie płaci trzydzieści złotych za dobę zacznie zasłaniać roletę. Poddenerwowany czekałem na widok nieobcej mi sylwetki i uświadomieniu jej, że znam całą prawdę na temat wcześniejszego powrotu do rodzinnego kraju. Rzucając na zaścielone łóżko telefon, pożegnałem się z Hulą, który opuszczał zgrupowanie, aby kibicować swoim przyjacielom sprzed telewizora na wygodnej kanapie w kwiaty. Nie miałem zamiaru wdawać się z nim w dyskusję, kiedy zadał mi pytanie, dlaczego stoję w tym samym miejscu od czterdziestu minut i trzymam w dłoni damską rękawniczkę. Nie mogłem zrozumieć, z jakiego powodu oszukuje mnie po raz w pierwszy przez pięć lat naszego małżeństwa. Nie chciałem stracić wszystkiego i obiecałem sobie, że następnego dnia nie dopuszczę do tego, aby mi uciekła, robiąc ze mnie wariata przy nieznajomych i innych skoczkach. Drzwi od mojego pokoju zaczęły powoli się otwierać. Bosymi stopami po miękkim, białym dywanie zaczął wchodzić kolega, który czule żegnał się ze swoimi pociechami, życząc im kolorowych snów i karaluchów pod poduchy. Przewróciłem oczami, nakładając na twarz poduszkę, aby tylko nie widzieć jego rozpraszającej mnie miny.
-Wiesz jak nazywa się uciekająca żona? -zaśmiał się cicho. -Zbuntowany anioł.
-Ubawiłem się po pachy, łzy płyną po policzkach, stary. -nakryłem się kocem. -Możesz mnie zostawić samego?
-Przyznaj się dobremu przyjacielowi, nie dajesz rady w sprawach łóżkowych? Kobieta zazwyczaj bez powodu nie ucieka przed swoim mężczyzną. -pięścią delikatnie uderzył mnie w plecy.
-Z tego co wiem to ja nie łykam niebieskich tabletek. -wstałem, łapiąc go za koszulkę. -Daj mi w końcu święty spokój. -wyprowadziłem go za drzwi.
-Ale to są moje... -nie dokończył, ponieważ szybko przekręciłem klucz i zdążył wejść do łazienki, zdejmując czarne, luźne spodnie.
Po długim, ciepłym prysznicu, założyłem sprany podkoszulek, nie przejmując się tym, że nie zameldowałem się na kolacji. Mimo, że jedną z potraw polecanych przez kucharza były kluski śląskie z ciemnym sosem, zignorowałem ten fakt, wyjmując z szafki wafle ryżowe, popijając je gorącą herbatę prosto z termosu. Przemęczony wsunąłem na nos okulary w niebieskich oprawkach i zacząłem czytać książkę zabraną z domowej bibloteki, którą zaprojektowała moja żona, nazywana przez wielu moich rywali serialowym pseudonimem Natalii Oreiro. Przykładając twarz do poduszki i zainteresowany przewracając następną stronę, usłyszałem dźwięk mojego, ładującego się telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej masażystki. Zaciskając zęby, wybiegłem z pokoju, pukając do drzwi znajdujących się na parterze. Przez to, co zaczęła wyprawiać dwudziestosześciolatka zupełnie straciłem głowę i zapomniałem o wizycie, która miała odbyć się dwadzieścia minut po dwudziestej. Uśmiechnęta dziewczyna uchyliła mi drzwi, zapraszając do środka. Na stoliku stała butelka wina, dwa kieliszki, a w rogu przygotowane miejsce jej pracy. Znużony opadłem na leżankę, podkładając pod twarz bluzkę, pachnącą żelem pod prysznic.
-Zaczekaj na mnie dosłownie dwie minutki, pójdę spłukać z włosów odżywkę. -poszła do łazienki, a ja zdziwiony zacząłem przyglądać się jej nogom i krótkiej koszuli w kratę, zasłaniającej ledwie tyłek. -Jak się czujesz przed jutrzejszym turniejem?
-Powiem Ci, że nie jest najgorzej, jednak niewielki stres jest. -pod nosem odczytywałem nazwy ze wszystkich maści i kremów. -Wiem, że po Twoim masażu na moje obolałe, stare plecy dam sobie radę.
Wróciła po tych słowach z rozpuszczonymi, długimi włosami. Uchyliła lekko okno, wpuszczając do środka mroźne powietrze i odsłoniła żaluzję, uśmiechając się do mnie, ściągając z nosa nadpęknięte w jednym miejscu okulary. Nałożyła na dwie dłonie warstwę pachnącego truskawkami balsamu, a ja momentalnie odwróciłem się z brzucha na plecy. Podałem jej maść, przepisaną przez lekarza i czekając na nią, przymknąłem powieki. Zrelaksowany wyczułem znajomy zapach i zaczęła uważnie rozmasowywać mój kark; w starym radiu właśnie leciała "Baśka" Wilków, przypominając mi młodzieńcze czasy. Nie mogłem uwierzyć, kiedy minęło mi prawie trzydzieści lat i dotykając zimnej obrączki, poczułem jej wargi i palce zahaczające o moje spodenki. Podderwałem się z miejsca i zobaczyłem jak w szybkim tempie ściąga z siebie ubranie, ukazując siebie taką, jaką stworzył ją Pan Bóg.
-Od dawna mi się podobasz, wcale nie musisz wracać do siebie na górę. -zaczęła składać pocałunki na nagiej klatce piersiowej. -Wykorzystajmy tą ostatnią noc na przyjemności, Kamil.
🎇
Mimo, że jestem zmęczona po osiemnastce to po dwudziestej zaczęłam pisać. Dotrzymuję danego słowa pod rozkoszą drugą i jestem z kolejnym rozdziałem. Jutro pewnie nie zmotywowałabym się w żaden sposób, dlatego udało mi się napisać coś znacznie dłuższego. Czekam na Wasze opinie.